Jeśli regularnie czytujesz naszego bloga, zauważyłeś pewnie, że temat eksploracji Kosmosu jest nam bliski. Nie ma się czemu dziwić – żyjemy w takich czasach, że niemal co tydzień pojawiają się doniesienia o kolejnych sukcesach, spektakularnych startach nowych rakiet czy też, rzadziej, o ich jeszcze bardziej spektakularnych wybuchach. Ale, co ciekawe: loty kosmiczne nie są już wyłącznie domeną państwowych czy międzynarodowych agencji. Palmę pierwszeństwa na tym polu przejęli rakietowi miliarderzy.
Rakietowi miliarderzy
Taki też tytuł nosi wydana w 2018 roku1Polskie tłumaczenie ukazało się rok później książka autorstwa Tima Fernholza, amerykańskiego dziennikarza. Trzeba przyznać, że przeprowadził on bardzo wyczerpujące “śledztwo”. Kilkustronicowe podziękowania na końcu książki pokazują, że autor dotarł do bardzo dużej ilości informacji zgromadzonych w wielu miejscach. Informacje wiodą nas od akt wojskowych, przez biblioteki NASA, po działy PR różnych firm – i wiele innych. Książka jest więc bogata, na pewno znajdziecie w niej odpowiedź na wiele Waszych pytań…
O ile dotyczą one SpaceX. Niestety, moim zdaniem podtytuł “Elon Musk, Jeff Bezos i nowy wyścig kosmiczny” wprowadza w błąd. Dlaczego? Otóż zdecydowania większość książki poświęcona jest firmie Muska. Na pewno wynika to z faktu, że SpaceX jest dużo bardziej od konkurencji otwarty wobec prasy i publiki ogółem. Tym niemniej jednak można się nieco zdziwić, gdy co kilkanaście2lub -dziesiąt stron poświęconych SpaceX czyta się akapit sprowadzający się do “A tymczasem Blue Origin pracowała dalej nad swoimi projektami, utrzymując szczegóły w tajemnicy”.
Dla kogo jest ta książka?
Czy mogę więc z czystym sumieniem polecić “Rakietowych miliarderów” fanom SpaceX? No… Prawie. Z dwóch istotnych powodów. Po pierwsze, choć w książce jest dużo wiedzy, Tim Fernholz przekazał ją w sposób nieco chaotyczny. Autor czasem skacze z tematu na temat, czyniąc dygresje na temat innych, mniejszych firm rakietowych. Nie zawsze też trzyma się dokładnie chronologii. Nie jest to wielki problem, ale jeśli ktoś chce sobie z treści książki ułożyć jedną, zwartą historię – musi na to poświęcić sporo siły i uwagi. Na pewno nie jest to lektura do czytania po kilka stron od czasu do czasu. Wymaga raczej tego, żeby usiąść spokojnie z kubkiem herbaty i pogrążyć się w lekturze.
Co bywa niestety trudne, ponieważ jest to smutny przykład książki zamordowanej w procesie tłumaczenia. Niestety, przez całą lekturę towarzyszyło mi dojmujące przeświadczenia, że tłumaczka nie zna się na temacie, z którym przyszło jej pracować. I nie jest to ani historia lotów kosmicznych, ani technika rakietowa. Co za tym idzie, wieloznaczne czy żargonowe terminy angielskie często są tłumaczone w niewłaściwy sposób. Czasem jest to po prostu zabawne3Jeśli w oryginale napisane jest, że “A rocket factory opened their shop in a small town in Texas”, czy coś w tym rodzaju, to zapewniam, że nie chodziło o sklep, tylko o “warsztat” – a właściwie fabrykę, czasem nie do końca zrozumiałe4Booster może oznaczać dopalacz, ale w kontekście lotów kosmicznych zwykle chodzi jednak o rakietę dodatkową, ale czasem – wręcz wprowadza w błąd.
Jeśli więc interesuje Cię kosmos (a szczególnie historia SpaceX) i znasz angielski na tyle dobrze, żeby poradzić sobie z dość skomplikowaną terminologią – mamy radę. Przeczytaj tę książkę, ale w oryginale. Jeśli zaś angielski nie jest Twoją mocną stroną – zalecam daleko posuniętą ostrożność. Może jednak lepiej poszukać innej pozycji?
Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!
[…] razem i w odpowiednim rytmie nie było ani łatwe, ani szybkie, ani tanie. Porównanie do dzieł SpaceX Elona Muska jasno wskazuje, że czasem jednak lepiej jest zacząć od […]
[…] jak dotąd żadna rakieta nie powtórzyła, choć niedługo może się to udać pojazdom Starship Elona Muska. Wysoka na 110 metrów, o średnicy 10 metrów, pierwszy stopień wyposażony w pięć silników […]