O tym, że na Odrze mamy do czynienia z ekologiczną katastrofą, wiedzą już chyba wszyscy. Ostatnio miałem okazję kilka razy się wypowiedzieć w temacie tego, co mogło być jej przyczyną. Pozwól, że wyjaśnię, co wiemy i czego nie wiemy na ten temat. Przy czym od razu zaznaczam, że zdecydowanie więcej nie wiemy, niż wiemy. Dodam jeszcze dla przypomnienia, że jestem chemikiem, więc jednoznacznie i z pewnością mogę się wypowiadać o kwestiach stricte chemicznych, a o pozostałych – co najwyżej spekulować.
Skażenie Odry – jaka była przyczyna?
No więc co wiemy? Wiemy, że ryby w Odrze – w dużej mierze1Zebrano co najmniej sto ton martwych ryb – wyginęły. Dotyczy to bardzo długiego odcinka Odry, przeszło 500 kilometrów – co najmniej od Oławy, a może nawet od Kanału Gliwickiego. Zaczęło się co najmniej w ostatnim tygodniu lipca, a może jeszcze wcześniej. Ale co było przyczyną? Niestety, tego nie wiemy. Mamy natomiast kilka hipotez. Najbardziej znane to: mezytylen, rtęć oraz utleniacze. Więc teraz kilka słów o każdej z tych możliwości.
Mezytylen to tzw. węglowodór aromatyczny – pochodna benzenu. W przemyśle bywa wykorzystywany jako rozpuszczalnik, stanowi też dodatek do benzyny, podnoszący jej liczbę oktanową. Dla ryb toksyczny, dla ludzi też szkodliwy – działa przede wszystkim na układ nerwowy. Został on wykryty “z 80% pewnością” w kilku miejscach, w próbkach pobranych pod koniec lipca. Od kilku dni jednak dostajemy informację, że mezytylenu w aktualnie badanych próbkach nie widać. Nie musi to oznaczać, że go nigdy nie było. Trzeba pamiętać przede wszystkim o tym, że rzeka płynie, więc i część zanieczyszczeń się przemieszcza. Na dokładkę mezytylen, zwłaszcza traktowany intensywnymi promieniami ultrafioletowymi, będzie się z czasem rozkładał. Możemy być pewni, że po pewnym czasie po prostu zniknie z wody.
Co jeśli to rtęć?
Drugą prezentowaną ostatnio hipotezą jest rtęć. O tym, że ta jest wysoce toksyczna, wiedzą chyba wszyscy. Co więcej, w przeciwieństwie do mezytylenu nie rozłoży się z czasem. Wręcz przeciwnie. Nawet metaliczna rtęć przejdzie w postać soli, a potem może zamienić się w związki metaloorganiczne, spośród których wiele jest jeszcze bardziej toksycznych. A najgorsze w rtęci jest to, że zarówno ona sama, jak i jej związki, mają tendencje do tzw. bioakumulacji. To tak bardzo niebezpieczne odkładanie się w organizmach żywych. A im wyżej w łańcuchu pokarmowym się taki organizm znajduje, tym więcej rtęci zbiera – bo przejmuje tę, którą wcześniej zawierało jego pożywienie. Najsłynniejszy przypadek tego rodzaju to bez wątpienia choroba z Minamata.
Czy grozi nam druga Minamata?
„W latach 50. XX wieku zakład przemysłowy w Japonii wylewał do zatoki Minamata ścieki zawierające niewielkie ilości metylortęci. Związek ten był wchłaniany przez organizmy zamieszkujące zatokę i kumulował się w nich, podróżując w górę łańcucha pokarmowego. Stężenie metylortęci u zamieszkujących zatokę drapieżników, skorupiaków i mięczaków było kilka tysięcy razy wyższe niż to w wodzie. Jako że stanowiły one źródło pożywienia dla lokalnej ludności, doszło do zatrucia wielu ludzi i zgonu przeszło 1700 osób.” Czy i nam grozi coś takiego?
Raczej nie. Przede wszystkim dlatego, że wiemy, że ryb z Odry w najbliższy czasie nie należy jeść. Ale również dlatego, że rtęci nie ma w wodzie tak wiele, jak się na początku obawiano. Gdyby to faktycznie sama rtęć była odpowiedzialna za śmierć ryb, to mielibyśmy na głowie olbrzymi problem. Ale tak nie jest. Dokładniejsze badania wykazały, że choć rtęć w wodzie się znajduje, to na pewno nie jest jej na tyle dużo, żeby wywołać nagły pomór ryb. I przy okazji jeszcze – skąd różnica pomiędzy wynikami uzyskanymi w Polsce i w Niemczech? Może to wynikać z faktu, że “nasi” pobierali próbki z głównego nurtu rzeki, a Niemcy z miejsca bardziej spokojnego, z którego ewentualne zanieczyszczenia nie są tak szybko wymywane.
Kwestia tego, że w ogóle o obecności rtęci w wodzie dowiadujemy się od naszych zachodnich sąsiadów, zamiast z naszych instytucji, to już temat na zupełnie inną dyskusję. Przyznaję jednak, że pierwsze informacje na temat bardzo wysokiej zawartości rtęci w wodzie przyjąłem z dużym niedowierzaniem. Dlaczego? Wiem, że przy wszystkich problemach z nią związanych, rtęć ma tę zaletę, że jest stosunkowo łatwa do wykrycia. Do tego stopnia łatwa, że nie wykryć jej można by tylko na własne, wyraźne życzenie.
Czy ryby w Odrze zabił tlen?
Ale przejdźmy teraz do trzeciej hipotezy: utleniacze. Skąd się ta idea wzięła? Stąd, że zaobserwowano podwyższoną zawartość tlenu w wodzie. Oczywiście, źródeł tego tlenu może być wiele – jak choćby rozwój roślin, które ten tlen produkują. Może to jednak wynikać ze zrzutu do Odry dużych ilości substancji utleniających, takich jak podchloryn sodu. Ten związek znany jest wielu użytkownikom basenów – uzdatnia wodę, dając przy tym charakterystyczny zapach. Jest nietrwały, po rozpuszczeniu w wodzie rozpada się na chlorek sodu i tlen. To tłumaczyłoby zarówno podwyższony poziom tlenu w wodzie, jak i jej zwiększone przewodnictwo elektryczne. Jednocześnie jest toksyczny dla ryb.
Można jednak podwyższony poziom tlenu próbować tłumaczyć inaczej: zwiększoną aktywnością organizmów prowadzących fotosyntezę takich jak sinice. Te ostatnie są znane między innymi z tego, że produkują toksyny, które mogą zabijać ryby i inne zwierzęta, jak również ludzi. Jest z tą hipotezą tylko jeden problem: nie zaobserwowano takiego zakwitu sinic. Wręcz przeciwnie, wszystkie komunikaty zwracały uwagę na to, że poziom tlenu wzrósł, choć nie było widać biologicznego uzasadnienia. Oznacza to, że potencjalnie mogło do takiego zakwitu dojść w jakimś wcześniejszym miejscu, a potem w drogę ruszyła woda o wysokiej zawartości toksyn sinicowych… No ale to by znów nie tłumaczyło podwyższenia poziomu tlenu. Warto przy tym zauważyć, że niemieckie dane wskazują na to, że zachowany został dobowy rytm zawartości tlenu w wodzie – w dzień jego poziom wzrasta, w nocy opada2Ponieważ fotosynteza zachodzi tylko w dzień. Jednak nie spada do tego poziomu, do którego spadał, zanim się to wszystko zaczęło. Warto też zauważyć, że nawet jeśli za to zjawisko odpowiadają żywe organizmy, to nie znaczy, że człowiek im nie “pomógł”. Mógł na przykład wpuścić do wody większą ilość nawozów.
Dawka czyni truciznę
Przy okazji, jeśli czytaliście ostatnio o “rybaku z 30-letnim stażem”, który miał stwierdzić, że to po prostu tak zwana przyducha zabiła ryby, to kwestia poziomu tlenu powinna tę tezę położyć do grobu. Przyducha – to stan, w którym ryby się duszą, bo nie ma w wodzie dość tlenu, którym mogłyby oddychać. Tymczasem my zaobserwowaliśmy coś dokładnie odwrotnego: tlenu zrobiło się niestandardowo dużo. Więc sugestię przyduchy, popartą tylko autorytetem trzydziestu lat stażu rybackiego, można – o ile nie pojawią się inne informacje – traktować podobnie jak sugestię, że ryby się potopiły z rozpaczy3Albo tę, że rzekę zatruli Niemcy, ale się potem toksyna przedostała w górę jej biegu… Albo tę, że rtęć pochodzi ze zutylizowanych szczepionek… Albo tę, że to grafen aktywowany przez sieć 5G…. Inna rzecz to to, że musimy polegać na danych niemieckich, bo nasze organy sprawujące pieczę nad wodami albo tak dokładnymi danymi nie dysponują, albo po prostu ich nie udostępniają…
Tak czy inaczej – wróćmy do danych z Odry. Na ten moment nie wiadomo, co dokładnie wywołało katastrofę. Ja skłaniałbym się ku hipotezie, że jednak była to mieszanka kilku czynników – każdy dołożył swoje i mamy, co mamy. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, która jest, jak mi się zdaje, mało dyskutowana. Mamy suszę. Poziom wody w Odrze, jak i w wielu innych europejskich rzekach, jest wyjątkowo niski. A jak to powiedział kiedyś Paracelsus: Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę.
Co to dla nas oznacza? Że taka sama bezwzględna ilość substancji szkodliwych wprowadzona do rzeki skutkuje zdecydowanie większym ich stężeniem, a co za tym idzie większą szkodliwością. Czy gdyby poziom wody w rzece był wyższy, to do tragedii by nie doszło? Nie sposób tego jednoznacznie powiedzieć, nie wiedząc, co i w jakiej ilości zostało do rzeki wprowadzone. Jest szansa, że trucizna była na tyle silna, że nawet przy wyższym stanie wody stężenie byłoby na tyle duże, że efekt byłby podobny. Ale na pewno nie byłoby gorzej.
Jak ograniczyć skutki katastrofy w Odrze?
A jak można by określić, co było przyczyną problemów? Jeśli trucizna łatwo się rozkłada i słabo akumuluje w tych organizmach, które przeżyły, to badanie wody i tego, co w niej pływa, może nam już nie dostarczyć odpowiedzi. Po prostu ślady oryginalnej trucizny zdążyły już w ten czy inny sposób zaniknąć. Tutaj pomocna mogłaby być analiza padłych ryb. Jednak w zależności od tego, co spowodowało ich śmierć, na to też może być za późno. Możliwe, że nigdy nie będziemy w stanie jednoznacznie i z wysoką pewnością wskazać przyczyny ze względu na późne podjęcie działań. Jeżeli prawdą jest, że pierwsze ryby, dostarczone w celu analizy przez wędkarzy w okolicach 26 lipca, nie zostały przebadane, tylko spalone – to wyłania się bardzo nieciekawy obraz.
Co więc należało zrobić, żeby ograniczyć skutki katastrofy? Kilka rzeczy. Na przykład postarać się zwiększyć przepływ wody w Odrze. Jak? Spuszczając wodę ze zbiorników retencyjnych. Więcej wody – niższe stężenie – być może mniejsze skutki dla środowiska. Są z resztą pewne podejrzenia, że takie działania zostały podjęte. Otóż mniej więcej w tym czasie, kiedy ryby zaczęły umierać, poziom wody wzrósł dość znacząco i na krótko. Wody Polskie wyjaśniają, że wynikało to z obfitych opadów w Czechach, i dodatkowo opadów na Dolnym Śląsku, a żadne zrzuty ze zbiorników nie były wykonywane. Czy to prawda? Są w każdym razie dwie opcje. Albo ktoś nie zauważył zagrożenia i nie podjął decyzji o zrzucie wody – albo też je zauważył, decyzję podjął, ale nie raczył poinformować o tym ani naszego społeczeństwa, ani niemieckich partnerów4Choć był taki obowiązek….
Mądry Polak po szkodzie?
A to jest inna kwestia, która mogła przyczynić się do choćby niewielkiej poprawy sytuacji. Gdyby było z wyprzedzeniem wiadomo, co się dzieje, część ryb, przynajmniej tych, co rzadszych, cenniejszych i bardziej wrażliwych gatunków5Takich, jak jesiotr, nad którego ponownym wprowadzeniem do Odry pracuje się od lat dałoby się uratować przez odłowienie i tymczasowe wprowadzenie do innych zbiorników. Bo jakiekolwiek próby oczyszczenia wody płynącej w takiej ilości, i to w tak ograniczonym czasie raczej nie były realistyczne.
A co na przyszłość? No cóż. Przede wszystkim trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby ustalić, co się tak właściwie stało. Pociągnięcie winnych do odpowiedzialności też jest istotne, choć samej rzece to nie pomoże – chodzi raczej o to, żeby być w stanie lepiej zapobiegać takim sytuacjom na przyszłość. Być może będzie to wymagało skuteczniejszego egzekwowania obowiązujących praw, ale może też być konieczne wprowadzenie nowych, szczelniejszych przepisów. A poza tym – trzeba będzie pomóc życiu w Odrze się odbudować.
Odpowiedź na pytanie “jak” jest zdecydowanie poza zakresem moich kompetencji. Mogę ze swojej strony powiedzieć tyle, że jeśli toksyny były nietrwałe i nie podlegały bioakumulacji, to problem będzie mniejszy. Jeśli jednak było inaczej, to przed próbami przywrócenia Odrze życia trzeba będzie ją oczyścić. To niestety pochłonie dużo czasu, sił i środków. Natomiast to, że dla zapobiegania tego typu sytuacjom w przyszłości konieczna będzie walka z suszą i szerzej pojętymi zmianami klimatycznymi, to już temat na zupełnie inną, być może trudną i bolesną, dyskusję.
UPDATE:
Najnowsze doniesienia mówią o dwóch ciekawych odkryciach. Jedno – to złote algi, mikroorganizmy, które wydzielają toksyny śmiertelnie trujące dla ryb, natomiast nieszkodliwe dla ludzi. Czy było ich dość, żeby wybić ryby w Odrze? Tego wciąż nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że takie organizmy mogą się rozwinąć i uwalniać toksyny tylko w dość zasolonej wodzie…
I mamy źródło soli. KGHM miał, za zgodą stosownych władz, zrzucać do Odry słoną wodę ze swoich zakładów zajmujących się przetwarzaniem rud. Proces ten miał trwać od 29 lipca do 10 sierpnia, ponieważ nikt nie poinformował ich, że mają przestać, bo jest problem. Te dwa fakty razem mogłyby wyjaśnić śmierć ryb… Gdyby nie to, że Głogów jest położony zdecydowanie wyżej od tego fragmentu rzeki, w którym pomór się zaczął. Czekamy na dalsze informacje, bo tu wciąż czegoś brakuje.
UPDATE 2:
Wygląda na to, że bezpośrednią przyczyną śnięcia ryb był faktycznie zakwit alg. Wciąż nie wiadomo, skąd dokładnie wziął się wzrost zasolenia, który był niezbędny, żeby algi wydzielały z siebie toksyny.
Źródła:
https://www.med.or.jp/english/pdf/2006_03/112_118.pdf
https://www.wroclaw.pl/zielony-wroclaw/toksyczne-zlote-algi-w-odrze
https://ios.edu.pl/wp-content/uploads/2022/10/Wstepny-raport-zespolu-ds.-sytuacji-na-rzece-Odrze.pdf
Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!
[…] z tematem skażonej Odry powraca w dyskursie publicznym motyw katastrof ekologicznych spowodowanych działalnością […]
[…] nie wiadomo na pewno, co dokładnie wywołało zatrucie Odry1Choć hipoteza, że główny wpływ miały złote algi, wydaje się być coraz bardziej […]