Dziś, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, możemy przybliżyć Wam książkę “Superwulkany. Wybuchowe tajemnice Ziemi i innych planet”, której autorem jest Robin George Andrews. Jak sam tytuł jasno wskazuje, książka… wcale nie dotyczy superwulkanów w klasycznym ich rozumieniu. Zamiast tego autor opisuje nam wulkany, które – jego zdaniem – są (lub były) super.
Superwulkany
Dlaczego były? Ponieważ dużą część książki zajmują dyskusje wpływu wygasłych już wulkanów na dzisiejsze krajobrazy Marsa, Księżyca czy Wenus. Ale spokojnie, autor pisze nie tylko o nich. O tych aktywnych też będzie. Przeczytacie o niszczycielskich eksplozjach, grzebiących pod popiołami całe miasta. Będzie o tym, jaki wpływ potrafią one mieć na ekonomię. A jednocześnie, nie zapominając o tym, jak śmiertelnie potrafią być niebezpieczne, dowiecie się, jak bardzo potrafią fascynować. No bo wyobraźcie sobie: dziura w ziemi, z której wylewa się płynna skała, o temperaturze kilkuset stopni Celsjusza. Tu swoją drogą mam największy zarzut merytoryczny do książki: stwierdzenie, że mająca tysiąc stopni lawa jest dziesięciokrotnie gorętsza, niż woda, która wrze w stu stopniach, jest co najmniej grubym nadużyciem. Skala Celsjusza zaczyna się nie od zera, a od -273.15. Oznacza to, że gdyby się uprzeć na podawanie wielokrotności, to tysiącstopniowa lawa ma około trzykrotnie wyższą temperaturę niż mający sto stopni wrzątek. Aż dziw, że redakcja naukowa tego nie wyłapała.
Mimo wszystko autor ewidentnie jest zafascynowany wulkanami i potrafi swoją przekazać tę fascynację dalej. Z każdego rozdziału wyziera jego zainteresowanie, nie tyle ich pięknem (choć ten temat też się pojawia), co ich siłą. Co ciekawe – chodzi tu o siłę tworzącą. Jak dowiadujemy się z tej książki, to właśnie wulkany (lub szerzej: magma), odpowiadają za niemałą część ukształtowania powierzchni ciała niebieskiego. Sam fakt, że na Ziemi poruszają się płyty tektoniczne, wynika po części z faktu, że pod nimi znajduje się gorąca, miękka warstwa częściowo stopionych skał. A z ruchu tych płyt przecież biorą się całe łańcuchy górskie.
Wulkany w kosmosie i nie tylko
Jak już wspomniałem, książka nie ogranicza się do powierzchni naszej planety. Dowiecie się o tym, że tyranozaur miał szansę gołym okiem zobaczyć erupcję wulkaniczną na Księżycu. O tym, kiedy ostatnio mogła mieć miejsce erupcja wulkanu na Wenus, czy na Marsie. Poczytacie więcej o największym wulkanie w naszym Układzie Słonecznym. Autor pokaże Wam też, gdzie jeszcze udało się zaobserwować aktywność wulkaniczną, oraz gdzie możemy się jej przynajmniej spodziewać – i skąd właściwie pochodzi energia, która jest do niej niezbędna. Przekonacie się wreszcie, że znane nam superwulkany nie są takie straszne, jak je niektórzy próbują malować. Choć książka się na nich nie skupia, to jeden rozdział jest poświęcony aktywności w parku Yellowstone, a także innym wulkanom, które formalnie zasłużyły na miano “super”.
Książka napisana jest generalnie przyjaznym językiem, czyta się ją dość łatwo, choć zdarzyło się parę wpadek tłumaczeniowych1Eksplozywne erupcje wulkaniczne to słownictwo branżowe, więc oczywiście nie mam nic przeciwko temu, ale już stwierdzenie, że jakaś substancja jest eksplozywna, a nie wybuchowa, to lekka przesada. Szkoda tylko, że jest bardzo oszczędna graficznie. Jest wiele miejsc, w których autor opisuje topografię: aż się prosi, żeby zaprezentować mapę, że o zdjęciu nie wspomnę. Podobnie w wielu miejscach autor zachwyca się widokami: szkoda, że czytelnik nie może podzielić jego zachwytu. Mimo to, z książką warto się zapoznać, jeśli chcecie się dowiedzieć, więcej o tym, jak działają wulkany, jakie procesy formują powierzchnie planet i co wulkany mają wspólnego z życiem w Kosmosie.
Jeśli chcesz zapoznać się z książką, możesz kupić ją tutaj:
Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!