Dla oczytanego człowieka, wychowanego na XIX-wiecznych powieściach, usłyszenie od lekarza: “gruźlica” albo “szkarlatyna” brzmi jak wyrok. Jednak zanim pożegnacie się z najbliższymi, proponujemy wam zapoznanie się z listą chorób, które kiedyś przerażały, a dziś nie stanowią dla medycyny większego problemu.
Disclaimer: staramy się przekazywać tu rzetelną wiedzę naukową, bazującą na zaufanych źródłach. Nie jesteśmy jednak lekarzami i nic z tego, co napiszemy, nie może być traktowane jako porada medyczna. Jeśli potrzebujesz porady medycznej, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
Gruźlica
Zwana również suchotami.
Skąd możecie ją znać? Trochę przesadzając – mniej więcej z połowy literatury XIX wieku. Na gruźlicę zmarła między innymi Ruby Gillis, szkolna przyjaciółka Ani z Zielonego Wzgórza. Suchoty zabrały też bohaterów oper “Traviata” i “Cyganeria”, a także z “Nędzników”, “Damy kameliowej” (i opartego na niej musicalu “Moulin Rouge”). “Czarodziejska góra” Manna, i nawiązujący do niej “Empuzjon” Olgi Tokarczuk, dzieją się w sanatoriach dla gruźlików.
Gruźlica była też przyczyną śmierci lub “słabującego zdrowia” między innymi Fryderyka Szopena, sióstr Bronte, Edgara Allana Poe i Franza Kafki. Oczywiście, choroba ta wciąż występuje, ale nie zbiera już tak dramatycznego żniwa.
Gruźlicę wywołują bakterie – prątki gruźlicy. Co ciekawe, choć kojarzy się nam przede wszystkim z płucami, co czwarty przypadek dotyczy innych organów – skóry, kości, stawów, mózgu… Roznosi się drogą kropelkową, co jest możliwe wtedy, gdy bakterie zaatakują płuca. Choć bez leczenia ponad 50% przypadków kończy się zgonem, to w dzisiejszych czasach śmiertelność gruźlicy wynosi około 4%. Nie będzie dla Was raczej zaskoczeniem, że większość przypadków śmiertelnych dotyczy krajów rozwijających się – choć w tych rozwiniętych problem może narastać ze względu na wzrost antybiotykoodporności.
Warto też wiedzieć, że prątki gruźlicy mogą przetrwać całe lata w stanie “uśpienia” i zaatakować dopiero wtedy, gdy układ odpornościowy nosiciela niedomaga z powodu innych schorzeń, czy choćby immunosupresji po przeszczepie. Oczywiście, mamy skuteczną broń przeciw gruźlicy: szczepionki. Oczywiście, żeby działały, to trzeba je przyjmować…
Trąd
Trąd towarzyszy ludzkości co najmniej od czasów starożytnych. Często wspomina się o niej w Biblii. Wiemy o co najmniej jednym trędowatym cudownie uleczonym przez Jezusa. Nie możemy jednak traktować wszystkich opisanych w Biblii przypadków ze stuprocentową pewnością. Dziś wiemy, że autorzy biblijnych tekstów mogli przypisywać trąd również osobom doświadczającym różnych chorób skóry, takich jak łuszczyca.
W średniowieczu chorych na trąd leczono w specjalnych szpitalach – leprozoriach – lub koloniach. Wbrew pogłoskom, miejsca te nie były skupione wyłącznie na leczeniu ofiar trądu, ale skupiały się na wielu innych chorobach skórnych.
Najsłynniejszą historyczną ofiarą tej choroby był Baldwin IV Trędowaty. Ten XII-wieczny król Jerozolimy pochodził z francuskiego rodu Plantagenetów. Możecie kojarzyć go z filmu “Królestwo niebieskie” Ridleya Scotta.
Trąd, jak gruźlica, również jest chorobą bakteryjną, wywoływaną przez prątki trądu. Objawy chyba każdy zna: przede wszystkim – zmiany skórne. Takie zmiany prowadzą później do utraty czucia w dotkniętych trądem miejscach, a następnie nawet do paraliżu czy niegojących się ran. Rozprzestrzenia się przez bliski kontakt, choć warto wiedzieć, że ogólnie zdrowym, dobrze odżywionym ludziom nie tak łatwo jest się zarazić. Co ciekawe, trąd jako taki nie tylko nie jest, ale nigdy nie był chorobą śmiertelną. Nie umiera się na trąd. Ale już niegojące się rany w warunkach, w których ciężko się walczy z infekcjami, to nie jest przepis na długie i szczęśliwe życie. A leczenie?: Znów – mamy antybiotyki, trąd leczy się ich odpowiednim koktailem. Tylko trzeba uważać na antybiotykoodporność…
Szkorbut
Ahoj, szczury lądowe! Szkorbut powszechnie kojarzy się z marynarzami, którzy przez tygodnie odcięci byli od świeżego pożywienia, a w szczególności – od źródeł witaminy C. Ludzie jako jeden z nielicznych gatunków ssaków nie są w stanie produkować jej samemu. A bez niej nie powstaje nowy kolagen – co przede wszystkim wpływa na skórę i śluzówkę. Stąd też jednym z podstawowych objawów jest choroba dziąseł. Ale nie tylko! Również wypadanie włosów i ogólne zmęczenie, a w badaniach laboratoryjnych – obniżony poziom czerwonych krwinek.
Szczęśliwie bardzo łatwo jest tę chorobę wyleczyć: suplementacja witaminy C już w ilości 10 mg na dobę załatwia sprawę. Dlatego też szkorbut standardowo pojawia się u osób niedożywionych. A na statkach? Cóż, we flocie brytyjskiej sprawę w dużej mierze załatwiło dodawanie do grogu soku z limonki.
O szkorbucie usłyszycie na pewno w XIX-wiecznych powieściach przygodowych. Pod nazwą “cynga” znajdziecie go też w dziennikach i wspomnieniach więźniów zsyłanych np. na Syberię.
Szkarlatyna
Zwana również płonicą, jest to kolejna choroba wywoływana przez bakterie. Tym razem – jest to gatunek paciorkowców. Jednak w przeciwieństwie do gruźlicy na szkarlatynę nie ma skutecznych szczepionek. A objawy choroby? Generalnie grypopodobne, ale z dodatkami w postaci wysypki i białego nalotu na języku. Spora część objawów jest wynikiem działania toksyny, wytwarzanej przez bakterie. Ale znów: ta choroba nie jest już uznawana za śmiertelną, a leczy się ją jednym z najpopularniejszych antybiotyków: amoksycyliną. Ale, jak katarynka, powtarzać trzeba: na antybiotyki bakterie się uodparniają. Weźcie więc to sobie do serca i gdy lekarz każe wziąć paczkę do końca, to weźcie ją do końca…
Skąd możecie znać szkarlatynę? Zapadła na nią między innymi Beth, jedna z sióstr March z “Małych kobietkach” Louisy May Alcott. Choroba występowała też między innymi we “Frankensteinie” Mary Shelley.
Dżuma
Kolejne bakterie, tym razem – pałeczki dżumy. Oj, ta to była śmiercionośna. W końcu przydomku “czarna śmierć” nie dostaje się za nic. Obecnie uznaje się, że to właśnie pałeczki dżumy odpowiadały za jedną z najstraszniejszych epidemii w historii: czarną śmierć. Choroba zdziesiątkowała społeczeństwo Europy w XIV wieku. Słowo “czarna” wzięło się z obumierania tkanek, które objawiało się jako czarne wykwity na skórze. To załatwia część “czarna”. A “śmierć” – no cóż, w zależności od postaci choroby, przy różnych epidemiach śmiertelność wahała się od kilkunastu do niemal stu procent. Szacunki mówią o zmniejszeniu populacji o 30-60%. Epidemia objęła też północne krańce Afryki i Bliski Wschód.
Historię o dżumie przywleczonej do Europy przez pchły żyjące na szczurach zna chyba każdy. Warto też wiedzieć, że pośrednio do wybuchu epidemii przyczynił się… papież Grzegorz IX, który wydał bullę określającą koty jako szatańskie stworzenia. Prowadziło to do ich masowej eksterminacji. To z kolei ułatwiło życie szczurom, które zaczęły się mnożyć. Więcej szczurów – więcej pcheł – łatwiej o przeniesienie zarazy. Dlatego też naruszanie równowagi w przyrodzie może być niebezpieczną zabawą.
Niestety, nawet dziś i nawet przy zastosowaniu współczesnej medycyny, dżuma wciąż jest groźna. Śmiertelność w zależności od postaci waha się w zakresie od 1 do kilkunastu procent przy zastosowaniu odpowiedniej antybiotykoterapii. Szczęśliwie na całym świecie rocznie odnotowuje się kilkaset przypadków dżumy… Ale te statystyki pozwalają zrozumieć, czemu perspektywa zastosowania jej do wojny biologicznej jest aż tak przerażająca.
Ospa prawdziwa
Mieszkańcy Wrocławia 1czyli między innymi oboje autorzy tego tekstu na pewno pamiętają, że ostatnią porządną epidemię przed COVID-19 mieliśmy właśnie w naszym mieście.
W 1963 roku z podróży na Daleki Wschód wrócił do miasta Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa. Wkrótce zgłosił się do szpitala z dziwnymi objawami chorobowymi. Lekarz orzekli: malaria. Sam pacjent wkrótce wydobrzał i wrócił do domu. Opiekujący się nim lekarze i pielęgniarki… no cóż. Mieli znacznie mniej szczęścia.
W istocie przyczyną choroby była ospa prawdziwa, zwana też czarną. Zarażony personel medyczny rozniósł chorobę dalej – ostatecznie podczas wrocławskiej epidemii zachorowało blisko sto osób z czego siedem zmarło. Gdy choroba została zidentyfikowana, Wrocław odcięto od reszty kraju. Naprawdę odcięto – z miasta nie można było wyjechać. Wprowadzono też szereg zabezpieczeń dla osób, które mogły mieć styczność z chorymi. W mieście powstała sieć szpitali i izolatoriów, a słowo “kwarantanna” było na porządku dziennym. Kolejnym krokiem była prewencja dalszych zachorowań.
Narzucone na mieszkańców Wrocławia ograniczenia opłaciły się niezwykle szybko – wirus zniknął z miasta zaledwie po 25 dniach. I całe szczęście, bo to kolejna bardzo groźna choroba – tym razem wirusowa. Śmiertelność najczęściej występujących postaci – około 30% bez leczenia. Na całe szczęście akcja szczepień doprowadziła do tego, że jako jedyna z kiedyś szeroko rozprzestrzenionych ciężkich chorób ospa została uznana za całkowicie wyeliminowaną.
Sęk w tym, że to kolejna choroba, która dobrze by się nadawała na broń dla bioterrorystów. Nie jesteśmy na nią gotowi. Na ospę się już standardowo nie szczepi, a nasze organizmy nie mają na nią odporności. I nie dajcie się zwieść: ospa wietrzna na ospę prawdziwą nie uodparnia. Te choroby mają zbliżoną nazwę, bo na pewnym poziomie – wysypka – dają podobne objawy kliniczne, ale wywołują je całkowicie inne wirusy.
O wrocławskiej epidemii czarnej ospy opowiada reporterska książka “Zaraza” Jerzego Ambroziewicza. Historię epidemii znajdziecie też w jednym z rozdziałów “Akt W”, zbioru tekstów dziennikarzy wrocławskiej Gazety Wyborczej z 2006 roku.
HIV
Na koniec chcemy opowiedzieć Wam o jednej z chorób, która najbardziej przerażała ludzkość w XX wieku, czyli ludzkim wirusie niedoboru odporności. Tu będzie nieco dłużej.
AIDS, czyli wywoływany przez HIV zespół nabytego niedoboru odporności, zaczął rozwijać się w ludzkiej populacji w latach 60. XX wieku, a w 1981 ogłoszono stan pandemii. Jest to więc stosunkowo nowy wirus – choć co do tego, jak długo już wśród ludzi krąży, też są sprzeczne hipotezy. Po więcej szczegółów odsyłam do książki Zaraza, której recenzję kiedyś już u nas mogliście przeczytać.
Bezsprzecznie HIV jest jednym z pierwszych retrowirusów, czyli wirusów, których materiał genetyczny, zawarty w RNA, jest przepisywany na DNA przy pomocy specjalnego enzymu2Którego, nota bene, nie ma w szczepionkach, więc szczepionkowe RNA nie może zamienić się na DNA!, a dopiero później prowadzi do powstawania białek wirusowych. Jak nazwa wskazuje – atakuje on głównie układ odpornościowy, co utrudnia organizmowi walczenie z nim. A na początku w ogóle nie mieliśmy pojęcia, czy i jak z nim walczyć – nie było żadnych leków antyretrowirusowych, więc leczenie było wyłącznie objawowe. AIDS było chorobą nieuleczalną, wywoływaną przez tajemniczego wirusa o długim czasie inkubacji i nieznanym wówczas mechanizmie roznoszenia się…
Scenariusz jak z horroru? I dla wielu był to horror. W tamtym czasie część naukowców poważnie rozważała możliwość, że właśnie przed ich oczami ma miejsce koniec ludzkości. Ponieważ nie było wiadomo, jak wirus się rozprzestrzenia, ani nie było szybkich i czułych testów, rozważana była hipoteza, że zarażona jest już większość populacji, jeśli nie wszyscy, a po kilku czy kilkunastoletnim okresie inkubacji – nastąpi koniec.
W pierwszych kilkudziesięciu latach wirus zakażał przede wszystkim osoby ze społeczności LGBT+. A mówimy, przypomnijmy, o latach 80., kiedy grupa ta nie była szczególnie poważana w społeczeństwie, i to mówiąc delikatnie.
Później grupa szczególnego zagrożenia objęła też osoby używające narkotyków – szczególnie tych wstrzykiwanych dożylnie. Dlaczego? Dla oszczędności popularne było wspólne korzystanie z jednej igły i strzykawki. Dziś wiemy, że takie praktyki to prosta droga do choroby.
Do dziś wiele osób ma w głowie wizję HIV z lat 90. Nieuleczalna choroba kojarzona z wykluczanymi społecznie homoseksualistami i narkomanami, o przerażającym przebiegu i wielu drogach zakażania. Nosiciele wirusa byli skazani na ogromny ostracyzm, nierzadko tracili pracę, byli usuwani ze szkół czy uczelni. Nic dziwnego, że do dzisiaj zakażenie HIV jest przez wielu uważane za niezwykle stygmatyzujące i wstydliwe.
Negatywny wizerunek zaczął powoli się zmieniać, dopiero gdy na rynku pojawiły się skuteczne leki hamujące namnażanie się wirusa. Paradoksalnie, wpływ miała tu też rosnąca liczba nosicieli. Na AIDS zmarł wokalista Queen, Freddie Mercury – osoba biseksualna, ale jednak równocześnie odnoszący sukcesy na całym świecie muzyk. A oprócz niego – dzieci zakażone przez matki czy ofiary niefortunnych transfuzji krwi. Osoby o nieposzlakowanej opinii.
Liczne kampanie społeczne, a także wsparcie znanych osób, takich jak księżna Diana3pierwsza żona angielskiego króla Karola; pisząc ten przypis, czujemy się niezwykle staro. Gdy zdecydowała się przed kamerami ściskać za ręce – bez rękawiczek! – i przytulać pacjentów oddziału zajmującego się chorymi na AIDS, świat zamarł.
Dziś wirus HIV, choć nadal groźny, nie jest już taką zmorą jak kiedyś. Przede wszystkim: mamy skuteczne leki, pozwalające go wprawdzie nie zwalczyć, ale powstrzymać. Osoby zarażone tym wirusem, jeśli są otoczone właściwą opieką medyczną, mogą żyć tak samo długo jak osoby niebędące nosicielami wirusa. A czy kiedyś będziemy w stanie całkowicie pacjentów wyleczyć? Pewnie tak. Są już nawet pierwsze sukcesy. Choć zastąpienie całego układu odpornościowego poprzez przeszczep komórek macierzystych to naprawdę niecodzienna terapia, może pokazać nam drogę w przyszłość. A i szybkie wykrycie staje się stosunkowo łatwe, ponieważ mamy do dyspozycji testy, które można kupić w aptece i wykonać w domu.
O ofiarach HIV i AIDS opowiada mnóstwo filmów “z epoki” 4w tym momencie, jako osoby urodzone w 1987 r., ponownie czujemy się staro. Do najsłynniejszych należy “Philadelphia”. To film z 1993 roku z Tomem Hanksem i Dustinem Hoffmannem, opowiadający o walce szanowanego prawnika z dyskryminacją z powodu choroby. Z tego samego roku pochodzą też pierwsze wersje musicalu “Rent”, który premierę na Broadwayu miał w 1996 roku. W tej wzorowanej na “Cyganerii” 5gruźlica! opowieści o artystycznej bohemie z Nowego Jorku temat choroby jest niezwykle ważny.
Z perspektywy historycznej temat podejmuje między innymi miniserial “It’s a Sin”. To przejmująca, rozpisana na wiele lat historia grupy przyjaciół, w większości gejów, poszukujących szczęścia w Londynie w latach 80. Nie musicie zgadywać – większość z nich znalazła zupełnie co innego.
Nie-śmiertelne choroby
Na szczęście rozwój medycyny sprawił, że opisane przez nas choroby są w dzisiejszych czasach jeśli nie w pełni wyleczalne, to na pewno – okiełznane. Szkarlatyna stała się jedną z chorób wieku dziecięcego. HIV nie oznacza wyroku, jakim był niecałe 30 lat temu. Warto wierzyć nauce. Dzięki niej nie umieramy dziś na gruźlicę, dżumę i ospę.
Więc gdy ci jajogłowi naukowcy mówią, że szczepionka jest skuteczna i dużo bezpieczniejsza od alternatywy, to może by tak również uznać, że wiedzą co mówią…
Źródła
- https://www.webmd.com/skin-problems-and-treatments/leprosy-symptoms-treatments-history
- https://www.irishlegal.com/articles/our-legal-heritage-gregory-ix-the-cat-killing-pope-who-laid-down-the-law
- https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/tuberculosis
- https://www.canada.ca/en/public-health/services/infectious-diseases/scarlet-fever-fact-sheet.html
- https://www.healthdirect.gov.au/scurvy
- https://www.hiv.gov/
Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!