Kosmiczny wyścig – wracamy do domu!

Czas czytania w minutach: 6

W poprzedniej części zostawiliśmy naszych dzielnych astronautów w chwili ich największego triumfu. Oto właśnie Neil Armstrong powiedział, że to mały krok dla człowieka, ale gigantyczny – dla ludzkości. Ale to nie koniec ich przygody. W końcu Kennedy w swojej słynnej przemowie zapowiedział nie tylko wysłanie człowieka na Księżyc, ale również sprowadzenie go na Ziemię w jednym kawałku. A sukces tego przedsięwzięcia jeszcze nie był pewny.

Nieznośna lekkość astronautów

Ale zanim do tego dojdziemy, warto wspomnieć o tym, czym się zajmowali nasi dzielni astronauci. A zajmowali się z badaniami. Z jednej strony – naukowymi. Na przykład zbieraniem próbek z powierzchni naszego satelity. Pierwsze zostały zebrane tuż po wyjściu z lądownika, tak żeby mieć pewność, że nawet w razie jakiejś “wtopy” i konieczności przerwania misji jakaś próbka wróci na Ziemię. Ale zajmowali się też badaniami dużo bardziej praktycznymi, a nawet – chciałoby się rzec – przyziemnymi. Na przykład – prowadzili badania terenowe w temacie „jak chodzić po Księżycu”.

Nie było to w żadnym wypadku oczywiste. Owszem, mieli już wcześniej ćwiczenia w symulatorze niskiej grawitacji, ale na Ziemi nie da się zasymulować wszystkiego. Bo na przykład możemy sobie symulować niską grawitację poprzez zanurzenie w wodzie z odpowiednio dobranymi obciążnikami… Ale w ziemskim polu grawitacyjnym nie otrzymamy tej samej kombinacji przyciągania i inercji. Tak, inercji właśnie. Bo pamiętajcie o tym, co jest często zwodnicze. Na Księżycu nasz ciężar jest sześciokrotnie mniejszy, niż na Ziemi, ale nasza masa się nie zmienia! Innymi słowy: możemy wyżej skoczyć. Możemy się bardziej rozpędzić. Ale do zatrzymania się potrzebujemy wciąż tyle samo siły!

Zwisa czy powiewa?

Sama nauka poruszania się trochę im więc zajęła. Eksperymenty wykazały, że najlepiej jest się poruszać długimi susami. Tylko trzeba przy lądowaniu uważać na inercję, żeby plecak z układem podtrzymywania życia nie przeważył, bo się fiknie księżycowego kozła. No ale fikołki koziołki fikołkami koziołkami, a tymczasem przyszła pora na obowiązki. Na przykład wbicie w księżycowy grunt słupa flagowego i rozwieszenie na nim tejże. Warto tu zauważyć, że nie miało to w żaden sposób symbolizować „objęcia na własność” Księżyca. Etap kolonializmu w naszej historii już się skończył. USA podpisały traktat mówiący o tym, że żaden kraj nie będzie sobie rościł pretensji terytorialnych do żadnych ciał niebieskich… Choć z jurysdykcją to już inaczej może być, o czym więcej za chwilę.

Tak czy inaczej, NASA postanowiła wysłać na Księżyc flagę – w dużej mierze jako chwyt PR. W końcu, jako jednostka której budżet ustala Kongres, doskonale zdawała sobie sprawę z wagi dobrego wizerunku wśród ludzi, którzy ten Kongres wybierają. Astronauci wbili więc w powierzchnię Księżyca maszt, a na nim flaga zaczęła dumnie powiewać… Wróć! Powiewać? To przecież jest jeden z istotniejszych argumentów w teorii spiskowej twierdzącej, że lądowanie na Księżycu nigdy nie miało miejsca. Przecież tam nie ma atmosfery, więc nie ma wiatru. Co za tym idzie, również o powiewaniu nie może być mowy. Tutaj żeby rozwiać wątpliwości wystarczy spojrzeć na konstrukcję masztu. Nie jest to prostu słup, jakie widzimy standardowo na Ziemi. Ma raczej kształt odwróconej do góry nogami litery L, co pozwala przymocować flagę trzema rogami. Tak zamocowana flaga, po nadaniu jej jakiegoś ruchu przez astronautę, będzie powiewać dość długo, ponieważ nie ma atmosfery, która by ten ruch wyhamowywała.

Pierwsze eksperymenty

A potem przyszedł czas na – jak to Nixon określił – „najbardziej historyczną rozmowę telefoniczną jaką przeprowadzono z Białego Domu”. Prezydent rozmawiał przez telefon z astronautami. Oczywiście pogratulował im sukcesu, kończąc stwierdzeniem, że zobaczą sie za kilka dni na amerykańskim lotniskowcu USS Hornet, który miał ich podjąć z wody po lądowaniu. A gdy polityce stało się zadość – astronauci wrócili do zajmowania się nauką. A konkretniej: rozstawili jeden z najistotniejszych zestawów eksperymentalnych. EASEP1Early Apollo Scientific Experiments Package zawierał między innymi sejsmograf i retroreflektor. Ten pierwszy był potem wykorzystywany do badania wnętrza Księżyca, na przykład gdy rozbijaliśmy o niego kolejne wykorzystane fragmenty statków kosmicznych. Wywoływało to fale mechaniczne, których tempo i droga rozchodzenia się zależała od wewnętrznej budowy Księżyca. Zestaw sejsmografów pozostawionych na Srebrnym Globie przez kolejne misje pozwalał je wykryć i zmierzyć.

A retroreflektory? To kolejna zabawka, pozwalająca położyć do trumny teorie spiskowe dotyczące (nie)lądowania na Księżycu. Jej działanie jest bardzo proste. W zasadzie – trudno tu mówić o jakimkolwiek działaniu, ponieważ sprzęt ten jest całkowicie pasywny. To po prostu zestaw luster ustawionych tak, że niezależnie od tego, skąd dokładnie i pod jakim kątem dotrze do nich impuls lasera, zostaje on odbity w dokładnie przeciwnym kierunku. Czyli wróci do nadawcy. Po co? Pozwala to dokładnie zmierzyć odległość od Ziemi do Księżyca. A ponieważ nie wymaga to żadnej interwencji ze strony tzw. społeczności naukowej, rządu czy jakiejkolwiek instytucji, każdy kto dysponuje odpowiednim sprzętem może sobie taki eksperyment przeprowadzić. To, że odpowiedni sprzęt będzie kosztował tak z milion dolarów, to już inna kwestia… Ale rzecz jest wykonalna.

Niebezpieczny bezpiecznik

Po rozstawieniu eksperymentów, zebraniu próbek, zostawieniu okolicznościowej tabliczki i tak dalej – przyszedł czas na powrót na Ziemię. Załadowali do załogowego moduły wszystko co mieli – a potem pozbyli się wszystkiego, czego mieli się pozbyć. W tym swoich skafandrów księżycowych, wraz z ich układami podtrzymywania życia. Dlaczego? Znów jedna, prosta odpowiedź: masa. Pamiętacie pewnie, jak kiedyś pisaliśmy o tyranii równania rakietowego? Każdy kilogram masy, który trzeba wynieść na orbitę, oznacza dodatkowe kilogramy paliwa, które z kolei musisz czymś wynieść na orbitę i tak dalej, i tak dalej. W związku z tym każdy kilogram zaoszczędzony tutaj oznaczał wiele kilogramów oszczędności przy starcie z Ziemi.

Ale tu zaczął się problem: okazało się, że poruszając się wewnątrz modułu załogowego w kombinezonie, Armstrong uszkodził bezpiecznik. I to nie byle jaki: ten odpowiedzialny za odpalenie silnika, mającego wynieść moduł załogowy na orbitę Księżyca, na spotkanie z Collinsem oczekującym w module dowodzenia. Rodzaj uszkodzenia? Banalny: urwał się „pstryczek”, ta wystająca część, która trzeba było wcisnąć, żeby uzbroić silnik. I tak, wciąż mówimy o tym silniku na paliwo hipergolowe, zbudowanym tak, żeby tam nie miało się co i jak zepsuć. Cóż, takiego incydentu jednak nikt nie przewidział.

Po powrocie

No więc co? Silnika nie da się włączyć. Rozpacz, panika? Prezydent ćwiczy przemowę „na wypadek katastrofy na Księżycu2Tak, była taka. I ciarki przechodzą, jak się ją czyta… Link w źródłach na dole? No nie. To nie ten typ ludzi. Nie bez powodu na astronautów brano wojskowych, pilotów z dużym doświadczeniem, i do tego inżynierów. Natrafili na problem – szukają rozwiązania. To okazało się stosunkowo proste: flamaster. Dzięki temu, że jego końcówka nie przewodzi prądu, ryzyko gmerania nim w bezpieczniku było relatywnie małe – i udało się. Bezpiecznik został włączony, silnik zadziałał. A gdyby nie to? To kontrola lotu miała kilka kolejnych pomysłów. Ale nie było to „na skraju katastrofy”. Tak czy inaczej – udało się. Ruszyli w drogę powrotną do domu – a w Oceanie Spokojnym wylądowali o 16:51, 24 lipca 1969.

Na wszelki wypadek zostali poddani kwarantannie. Dziś już wiemy, że Księżyc pozbawiony jest życia – wtedy jednak, choć była to najbardziej prawdopodobna hipoteza, pewności nie było więc nikt nie chciał podejmować ryzyka. Próbki powędrowały do laboratoriów na całym świecie. Astronauci stali się… kimś na kształt dzisiejszych celebrytów – tyle, że oni akurat mieli prawdziwe osiągnięcia. Odbywali podróże po całym świecie, między innymi rozdając flagi. Tak, liczba mnoga: w podróż ze sobą poza flagą amerykańską, która na Księżycu została, zabrali flagi wszystkich krajów. Te przywieźli na Ziemię i rozdawali przywódcom tych krajów. Naszą zobaczyć można w olsztyńskim Planetarium i Obserwatorium Astronomicznym.

I co dalej?

Cóż jeszcze pozostało nam po tej historycznej misji? Amerykańska flaga, która została na Księżycu, prawdopodobnie już nawet nie przypomina flagi USA. Ze względu na brak ochronnej atmosfery bezlitosne promieniowanie ultrafioletowe ją wybieliło. Jeśli zaś chodzi o jurysdykcję: o ile przepisy prawa karnego egzekwować powinien kraj, pod którego flagą odbywa się wyprawa, o tyle ciekawie wygląda temat prawa kanonicznego. Zgodnie z kodeksem prawa kanonicznego z roku 1917, który obowiązywał w czasie lądowania na Księżycu, nowo odkrywane tereny „domyślnie” przypisywane miały być do diecezji, z której wyruszyła wyprawa. W związku z tym wydaje się, że w sensie formalnym biskup katolickiej diecezji Orlando jest również biskupem Księżyca… Co może stać się istotne, gdyby kiedyś faktycznie powstała tam bardziej stała baza.

I to już koniec wyścigu kosmicznego. Naprawdę koniec? Tak. Choć programy kosmiczne supermocarstw trwały nadal, i oczywiście będziemy o nich tu jeszcze pisać, to wyścig się zakończył. Wygrały Stany… Ale czy na pewno? Można znaleźć szereg polemicznych tekstów i grafik pokazujących, że generalnie więcej osiągnięć jako pierwsi dokonali Rosjanie. Pierwszy lot załogowy, pierwsza orbita, pierwszy spacer kosmiczny… Pierwsza modułowa stacja kosmiczna, później pierwsze lądowanie sondy na innej planecie… Faktycznie, wiele takich „pierwszych” się po stronie radzieckiej pojawia, choć w części z nich przewaga nad Amerykanami wynosiła tylko kilka tygodni. Ale w moim przekonaniu to nie ma znaczenia. Bo choć nigdzie nie było formalnej, wiążącej umowy, z zachowania obu stron jasno wynikało, że zgodzili się na konkretną „metę”. Człowiek na Księżycu. To był cel i ten udało się zrealizować Amerykanom. I dotychczas nikomu innemu – czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę iście astronomiczne koszty. Budżet NASA w szczytowych latach pochłaniał 4.5% całego budżetu federalnego! Niezaprzeczalnie wyścig kosmiczny przyczynił się do bankructwa ZSRR. Ale czym tak właściwie zajęły sie obie strony po tym pierwszym lądowaniu? Jak ich drogi się rozeszły? O tym, i o wielu innych sprawach, przeczytacie u nas wkrótce. Wszak kosmos jest fascynujący, a o historii jego podboju pisać można bardzo długo.

Źródła

  1. https://historycollection.jsc.nasa.gov/JSCHistoryPortal/history/flag/flag.htm
  2. https://www.celestron.com/blogs/news/can-we-see-the-american-flags-left-on-the-moon-by-the-apollo-astronauts
  3. https://arcnav.psi.edu/urn:nasa:pds:context:instrument_host:spacecraft.a11e
  4. https://www.history.com/news/buzz-aldrin-moon-landing-accident
  5. https://www.archives.gov/files/presidential-libraries/events/centennials/nixon/images/exhibit/rn100-6-1-2.pdf
  6. https://geekweek.interia.pl/historia/news-polska-flaga-byla-na-powierzchni-ksiezyca-wraz-z-neilem-arms,nId,5547655
  7. https://web.archive.org/web/20210622172226/https://www.orlandodiocese.org/remembering-the-bishop-of-the-moon-2/

Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!

0 0 votes
Oceń artykuł
Powiadom mnie!
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments