Manipulacje genetyczne. Wielka polityka. Potężne korporacje. Bunty i wandalizm. A w tle miliony dzieci z niedoborami witaminy A. Innymi słowy, dziś na tapet bierzemy złoty ryż!
Czy marchewka jest dobra na wzrok?
Witamina A, a właściwie witaminy A, to grupa związków o bardzo podobnej strukturze, która odgrywa u ludzi bardzo istotną rolę. Jedną z najistotniejszych, a na pewno najbardziej rzucających się w oczy1Pun very much intended! jest ta związana ze wzrokiem. Retinoidy pod wpływem światła zmieniają swój kształt. To z kolei pozwala na przesłanie impulsu dalej – zmiana kształtu retinalu wpływa na kształt rodopsyny, czyli białka, które wiąże retinal, co aktywuje kolejne białko… I tak dalej, i tak dalej, aż sygnał trafi do mózgu.
Sęk w tym, że nasz organizm nie syntezuje sobie tej witaminy sam, a w każdym razie – nie z łatwo dostępnych surowców. Podstawowym substratem, z którego nasz organizm może sobie wyprodukować witaminę A, jest jej prowitamina – beta-karoten. Tak, ten sam, który odpowiada za piękny, pomarańczowy kolor marchewki. Wprawdzie spotykane często hasło “jedzcie marchew, żeby lepiej widzieć, zwłaszcza po ciemku” nie ma z rzeczywistością wiele wspólnego… Ale faktem jest, że niedobory witaminy A są przyczyną nocnej lepoty – słabego widzenia po zmierzchu.
Dlaczego więc jedzenie marchewki nie poprawi nam wzroku? Otóż jak to z witaminami bywa – jeśli mamy jej już dość, to zwiększenie jej zawartości nam w niczym nie pomoże. I tak też jest tutaj: o ile nie cierpisz na nocną ślepotę, to marchew ci raczej nie pomoże… Skąd więc ten mit? Otóż Brytyjczycy w czasie drugiej wojny światowej chcieli ukryć przed Niemcami wynalezienie radaru, więc na zwiększoną skuteczność swoich lotników w warunkach nocnych rozgłaszali wszem i wobec, że to z powodu wysokiej konsumpcji marchewki. Wojna się skończyła dawno temu, ale legenda przetrwała do dziś.
Co na niedobory?
Faktem jest jednak, że na całym świecie miliony ludzi cierpią na niedobór witaminy A. Wśród nich – około 125 milionów dzieci. Z powodu tych niedoborów co roku umiera między 1 a 2 miliony dzieci poniżej 4 lat. Tu właśnie wchodzą pozostałe funkcje witaminy A: odpowiada między innymi za gospodarkę tłuszczami, jest niezbędna dla skutecznej pracy wątroby… Cała seria nieprzyjemności, jeśli tego kluczowego związku brakuje.
I tu pojawia się wspaniałe rozwiązanie. Złoty ryż. Rozumowanie było dość proste. Skoro dla dużej części planety, zwłaszcza w miejscach dotkniętych awitaminozą A, podstawą diety jest ryż, to dodajmy karoten do ryżu! Ale przecież nikt się nie będzie bawił w sypanie ton karotenu do milionów ton ryżu. Niech ryż sam wyprodukuje karoten! Ale jak? Przecież ryż znany jest z różnych rzeczy, ale na pewno nie z charakterystycznej, żółtopomarańczowej barwy. Owszem, produkuje on karoten, ale w liściach i łodygach, a nie w ziarnach – a przecież to właśnie ziarna się zjada.
Złoty ryż
I tu wchodzą manipulacje genetyczne. W wyniku badań sponsorowanych przez Fundację Rockefellera okazało się, że do zwykłego, białego ryżu można wprowadzić geny odpowiedzialne za produkcję karotenu! Wystarczyły dwa: odpowiedzialne za syntezę i desaturazę fitoenu. Prace nad przygotowaniem tej, genetycznie modyfikowanej odmiany ryżu do stosowania na dużą skalę trwały przez ładnych kilka lat – szczegóły zostały opublikowane w prestiżowym czasopiśmie “Science” w roku 2000, a dopiero cztery lata później gotowa była pierwsza eksperymentalna uprawa. I co?
I sukces! Okazało się, że ryż rośnie bezproblemowo. Mało tego, przebija oczekiwania w kwestii produkcji karotenu: rosnąc na zwykłym polu ryżowym, produkuje go kilkakrotnie więcej, niż rosnąc w szklarni. Jedynym, co odróżniało złoty ryż od zwykłego, białego, była inna barwa. Poza karotenem cały skład ryżu był taki sam, jak zwykłego. Przeprowadzono oczywiście również testy na ludziach. Wykazały one, że złoty ryż nie jest szkodliwy, nie uczula… Krótko mówiąc, poza suplementacją prowitaminy A, nie ma żadnej różnicy pomiędzy jedzeniem ryżu zwykłego i złotego. Ba, od czasu tych pierwszych badań dopracowano również złoty ryż, zmieniając źródło jednego z wprowadzonych genów. Zamiast genu z żonkila wprowadzono gen z kukurydzy. To z kolei sprawiło, że wydajność produkcji karotenu wzrosła przeszło dwudziestokrotnie. Wspaniale! Mamy narzędzie, dzięki któremu możemy ratować życie miliona dzieci rocznie!
Kampania propagandowa
Ale nie ratujemy. Niestety. Dlaczego? Przyczyn jest bardzo wiele, ale przede wszystkim – opór ludzki. Przecież nie będę jadł tej kukurydzy tego ryżu, w niej nim są geny! A ten opór prowadzi do wielu konsekwencji. Z jednej strony mamy do czynienia z wpływem na rządy, które w poczuciu obawy wprowadziły regulacje utrudniające bądź uniemożliwiające uprawę złotego ryżu na dużą skalę. A z drugiej – z kampanią propagandową, która prowadziła wręcz do “ludowej sprawiedliwości” i wandalizmu.
I tak na przykład Greenpeace na konferencji prasowej 09.02.2001 poinformował, że do zaradzenia awitaminozie ludzie musieliby zjadać od 9 do 18 kilogramów złotego ryżu dziennie. Astronomiczne ilości, w sposób oczywisty niemożliwe do przejedzenia. Z tymi danymi jest tylko jeden, malutki problem: są zupełnie zmyślone. Nie mogło być inaczej: na tym etapie nie było jeszcze danych na temat biodostępności karotenu z ryżu. Czym jest biodostępność? Jest to parametr, który mówi nam, jaką część spożytego składnika nasz organizm faktycznie jest w stanie sobie przyswoić. Wyglądało na to, że Greenpeace w jakiś sposób zmyśliło sobie dane o biodostępności, żeby wykazać, że złoty ryż to absurdalne rozwiązanie.
Obława na złoty ryż
Ale wykazanie, że dane Greenpeace były fałszywe, nic nie dał. Znacznie więcej ludzi i organizacji zaangażowało się w powstrzymanie złotego ryżu. Ich argumenty? Standardowe: nie wiemy, co to jest, nie wiemy, jak się będzie zachowywało, nie wiemy, jakie będą długofalowe skutki… Sęk w tym, że wiemy całkiem nieźle. Mamy wyniki badań wskazujące, że nic się złego nie dzieje. Niestety, dla wielu ludzi hasło “żywność modyfikowana genetycznie” jest z automatu przyczyną do odrzucenia wszelkich racjonalnych argumentów. Pamiętacie przecież, co działo się przy wprowadzeniu na rynek szczepionek przeciw COVID-19 wykorzystujących technologię mRNA, prawda2Nawiasem mówiąc, minął już kolejny rok odkąd wszyscy zaszczepieni mieli paść trupem…? Nie inaczej było w tej kwestii.
A jak wyglądał temat “ludowej sprawiedliwości”? Na przykład tak, że w 2013 roku eksperymentalna uprawa ryżu na Filipinach została zniszczona przez członków Ruchu Farmerów Filipińskich. Ze względu na obawę o to, że się złoty ryż skrzyżuje ze zwykłym i go “zanieczyści” swoimi genami. A co za tym idzie – spadnie bioróżnorodność… A poza tym “nikt nie będzie chciał kupować organicznego ryżu, jeśli będą w nim geny złotego ryżu”. Szansa na coś takiego? Minimalna, ponieważ ryż zapyla się sam, nie robią tego pszczoły ani inne owady. Ale czym są argumenty naukowe, skoro “przecież wiadomo”, że te geny to się mogą jakoś przenieść?
Mariaż nauki i biznesu
Dodajcie do tego jeszcze nieufność względem korporacji czy czegokolwiek sponsorowanego przez Billa Gatesa, i mamy przepis na piękną katastrofę. Przecież nikt nie uwierzy, że krwiożercze korporacje mogą coś zrobić dla dobra ludzkości, prawda? A tymczasem złoty ryż jest przykładem pięknej współpracy pomiędzy nauką a biznesem, skoncentrowanej nie na osiągnięciu zysku, ale na rozwiązaniu globalnego problemu. Oczywiście, że koniec końców ktoś na tym zarobi, ale podstawowym celem, jaki postawili przed sobą naukowcy, była pomoc ludziom.
Ta wielka nieufność wobec nauki ogólnie, a wobec żywności modyfikowanej genetycznie w szczególności doprowadziła do przyjęcia całego szeregu regulacji. Sprawia to na przykład, że przekazanie nasion z jednego kraju do drugiego może potrwać rok. Albo i dwa. Dlaczego? Ze względu na wszystkie formalności, które trzeba przy okazji załatwić.
Bezpieczny ryż
Czy to oznacza, że należałoby zrezygnować z absolutnie wszystkich regulacji? Bez przesady. Oczywiście, że trzeba sprawdzić bezpieczeństwo produktu, który ma być żywnością. Tyle że w przypadku tej rośliny takie badania zostały przeprowadzone. I gdyby mowa była tylko o tym, że korporacja nie zarobi więcej na zbożu odpornym na pestycydy, to można by ostatecznie machnąć ręką mówiąc – trudno. Ale w tym wypadku na szali leżą dosłownie miliony ludzkich żyć. I zastanawiam się: jeśli za kilka lat w końcu złoty ryż zostanie dopuszczony do użytku, co osoby, które dziś najgłośniej protestują, będą miały do powiedzenia krewnym tych, których żywność modyfikowana genetycznie mogła ocalić?