Jurij Gagarin w stroju żołnierza i Alan Shepard w stroju astronauty.

Wyścig kosmiczny cz. 5 – Poświęcenie, PR i klaustrofobia: pierwszy człowiek w kosmosie

Czas czytania w minutach: 7

Poprzedni odcinek zakończyliśmy pisząc o sondach, oraz o odmiennym podejściu Amerykanów i Rosjan. Podczas gdy ci pierwsi badali coraz dokładniej najbliższe otoczenie Ziemi, ci drudzy postawili na sondy latające dalej, przede wszystkim w okolicę Księżyca. W międzyczasie Rosjanie dali radę wysłać w kosmos – i nawet sprowadzić na ziemię – zwierzęta. A więc…

Następny krok – człowiek!

To, że wysłanie w kosmos – i bezpieczny powrót na Ziemię – człowieka będzie kolejnym kamieniem milowym wyścigu kosmicznego, było dość oczywiste. Skoro psy dawały radę polecieć i wrócić, to logicznym się zdaje, że ludzie tym bardziej. Ale jacy ludzie? Astronautą, czy kosmonautą, nigdy nie było łatwo zostać. Oba supermocarstwa dokonały selekcji na podstawie podobnych kryteriów. Przede wszystkim – nikt nie zgłaszał się do programu “z zewnątrz”. Owszem, wszyscy byli ochotnikami, ale najpierw dostali zaproszenie. Na jakiej zasadzie został wybrany potencjalny pierwszy człowiek w kosmosie?

Ze względu na przewidywany stopień komplikacji zadania i wciąż spore ryzyko pod uwagę brano tylko wojskowych. Mało tego, musieli to być piloci doświadczalni. W końcu pojazdy, którymi mieli latać, były pierwszymi, a czasem wręcz jedynymi w swoim rodzaju. Do tego dochodziły odpowiednie warunki fizyczne: wzrost i waga. Do tych danych łatwy dostęp miały komisje wojskowe, i na ich podstawie dokonano wstępnej selekcji możliwych astronautów i kosmonautów. Później zaczęły się rozmaite testy pod kątem inteligencji, psychiki, ale odporności na wysokie i niskie temperatury, na przeciążenia, na niskie ciśnienie… Koniec końców w 1959 roku Amerykanie oficjalnie przedstawili prasie pierwszą siódemkę, Mercury Seven1Mercury to nazwa programu, w ramach którego miały odbyć się pierwsze amerykańskie loty załogowe. Natychmiast stali się oni narodowymi bohaterami, a ich losy z zapartym tchem śledziły miliony ludzi.

Grupa astronautów znana pod nazwą Mercury Seven, siedzących na krzesłac. Od lewej:  Donald K. Slayton, Walter M. Schirra, Jr., L. Gordon Cooper, Jr., M. Scott Carpenter, Virgil I. Grissom, John H. Glenn, Jr. and Alan B. Shepard, Jr.  :
Astronauci z grupy Mercury Seven, od lewej: Donald K. Slayton, Walter M. Schirra, Jr., L. Gordon Cooper, Jr., M. Scott Carpenter, Virgil I. Grissom, John H. Glenn, Jr. and Alan B. Shepard, Jr., 1961 / NASA

Tymczasem Rosjanie swoją selekcję, prowadzoną na bardzo podobnych zasadach, zakończyli dopiero w kolejnym roku. Ich grupa była trochę większa, bo liczyła aż dwadzieścia osób. A ich nazwiska… pozostały na wiele lat tajemnicą, tak samo, jak sam fakt dokonania wyboru. Uznano, że informacje do wiadomości publicznej będą podawane dopiero po udanym locie, nie wcześniej. To oczywiście sprawiło, że Związek Radziecki nie stawał przed problemami wizerunkowymi wywołanymi porażkami programu. Nawet gdy w 1961 roku w czasie szkolenia zginął Walentyn Bondarenko, nikt z zewnątrz się o tym nie dowiedział przez niemal dwadzieścia lat.

Kosmiczna katastrofa na Ziemi

A jak w ogóle do tego doszło? W trakcie szkolenia kosmonauci, poza odbywaniem ćwiczeń w zmiennych warunkach, brali też udział w różnorakich eksperymentach. Trzeba przecież pamiętać, że o tym, jak pobyt w kosmosie będzie wpływał na człowieka, naukowcy wiedzieli wtedy bardzo niewiele. Bondarenko był w trakcie eksperymentu badającego długotrwały wpływ niskiego ciśnienia. Miał siedzieć zamknięty w komorze o obniżonym ciśnieniu przez 15 dni.

Okazuje się, że samo obniżenie ciśnienia, o ile odbywa się powoli, nie stanowi dla człowieka dużego problemu. Tym, co jest nam niezbędne do przeżycia, jest odpowiednie ciśnienie tlenu. Ciśnienie, a nie zawartość procentowa w powietrzu. Oznacza to, że gdy ciśnienie obniżamy, zawartość tlenu w powietrzu musi wzrosnąć. A im bogatsza w tlen atmosfera, tym łatwiej o pożar…

Do takiego pożaru doszło właśnie, gdy Bondarenko, wyrzucając wacik nasączony alkoholem, trafił nim w palnik elektryczny. Pożaru nie udało się zdusić i po chwili objął on całość ubrania kosmonauty. Co gorsza, ze względu na różnicę ciśnień, otwarcie kabiny trwało około pół godziny. Bondarenko zmarł na skutek rozległych poparzeń po szesnastu godzinach w szpitalu. Ale, jak już wspomniałem, informacja o tym nie przedostała się do pracy, a tym bardziej nie do prasy międzynarodowej. Szkoda, bo mogłoby to uratować życie innych ludzi. Co prawda drugiej półkuli i kilka lat później, ale o tym przeczytacie, gdy dojdziemy do programu Apollo.

Bezpieczeństwo przede wszystkim!

Na razie jednak Amerykanie stawiali na bezpieczeństwo. Zapewne miało to związek z ogólnie wyższym poszanowaniem dla życia jednostki na Zachodzie. Nie czarujmy się jednak – w dużej mierze chodziło o to, że o amerykańskich wypadkach wszyscy by się natychmiast dowiedzieli. W razie ofiar śmiertelnych publiczne poparcie dla kosztującego ciężkie miliardy programu mogłoby też gwałtownie stopnieć.

Ze względów bezpieczeństwa postanowiono zatem, że zanim pojawi się pierwszy człowiek w kosmosie, pasażerem będzie szympans. Ham, bo tak się nazywał, poleciał w kosmos na szczycie rakiety Redstone. Tak, jest to ta sama rakieta, którą opracował zespół Wernhera von Brauna. Być może pamiętacie z poprzednich wpisów, że ta rakieta nie miała zbyt dużej energii – wystarczyło, żeby wysłać na orbitę satelitę Explorer, ale na pewno nie na to, żeby na orbitę wysłać pojazd załogowy. Jednak była to jedyna dostępna “na szybko” rakieta. Trzeba więc było zrobić dobrą minę do złej gry i zadowolić się krótkotrwałym pobytem w przestrzeni kosmicznej, powyżej linii Karmana.

Szympans Ham wypróbowuje system podtrzymywania życia, 1961 / NASA

I tak właśnie została zaprojektowana misja Mercury-Redstone 2. Lot odbył się 31 stycznia 1961 i miał być ostatnim testem przed pierwszym lotem człowieka. Miał, ponieważ misja nie zakończyła się całkowitym sukcesem. Małpa wróciła na Ziemię, i owszem, żywa, zdrowa i zadowolona. Ale w międzyczasie zapewniono jej przeżycia ekstremalne. I to zdecydowanie bardziej, niż planowano.

Przepraszamy za usterki

Na skutek problemów technicznych, w tym oscylacji, o których już kiedyś pisałem, rakieta rozwinęła większy ciąg, niż miała. Poddało to biednego Hama solidnemu przeciążeniu. Mało tego: również jej trajektoria była bardziej stroma, niż być miała, co już zaowocowało wyższym pułapem i większym zasięgiem. Na domiar złego, podwyższony ciąg sprawił, że rakiecie paliwo skończyło się szybciej, niż planowano. I to, co gorsza, na pół sekundy przed deaktywacją systemu awaryjnego przerwania startu. Gdy zaś system ten wykrył, że silnik przestał pracować, uznał, że rakieta jest w niebezpieczeństwie. Zadziałał więc dokładnie tak, jak miał: odstrzelił kapsułę Mercury z Hamem na pokładzie. Skutkiem tego wszystkiego kapsuła poleciała dużo wyżej i dużo dalej, niż miała.

Na plus można by zaliczyć to, że biedny Ham doświadczał stanu nieważkości dłużej, niż planowali amerykańscy naukowcy. Na minus – że prawie utonął. Dlaczego? No cóż, przede wszystkim dlatego, że miejsce lądowania było oddalone o około 120 kilometrów od miejsca, w którym czekały na niego okręty, które miały zabezpieczyć kapsułę po wylądowaniu. A że w czasie lotu doszło do otwarcia jednego z zaworów i rozszczelnienia kapsuły2Szympansowi nic się nie stało, ponieważ miał swój skafander, a na skutek wstrząsu po lądowaniu osłona termiczna wybiła w niej dodatkowe dziury, kapsuła zaczęła nabierać wody… Na szczęście ratownicy zdążyli.

Czy to już pora?

Pojawiło się jednak pytanie – co dalej? Czy po tych wszystkich problemach można zaryzykować lot człowieka? Niektórzy uważali, że tak. Przyczyny problemów łatwo zidentyfikowano. Nietrudno też było im zaradzić. A przecież wszyscy wiedzieli, że trwa wyścig. Nie można wrogowi pozwolić utrzymać się na prowadzeniu, a każdy stracony dzień oznaczał kolejną szansę dla Rosjan na wystrzelenie swojego kosmonauty. Taką opinię popierał między innymi Alan Shepard, ten, który został wybrany przez Amerykanów. Ten, który miał być zapamiętany jako pierwszy człowiek w kosmosie.

Alan Shepard / NASA

Wernher von Braun miał jednak inne zdanie. Uważał, że potencjalna śmierć astronauty rozłoży cały program na łopatki. Przesunął więc planowany na 24 marca 1961 start Sheparda na późniejszą datę – wtedy zaś odbył się kolejny lot testowy ulepszonej rakiety Redstone. Założenie było takie: przed lotem człowieka ma się odbyć jeden lot próbny bez istotnych problemów. I tak też się stało. Rakieta spisała się znakomicie, kapsuła wylądowała tam, gdzie miała. Lot Mercury-Redstone 3, z Alanem Shepardem na pokładzie, zaplanowano na 5 maja 1961.

Alan Shepard po zakończonym sukcesem wodowaniu kapsuły Mercury na zachodnim Atlantyku, 1961 / NASA

Gdy wtem!

Gdy zespół NASA przygotowywał lot Sheparda, 12 kwietnia 1961, w godzinach porannych, na kosmodromie Bajkonur na terenie dzisiejszego Kazachstanu, do kapsuły Wostok-1 wsiadł Jurij Gagarin. Kapsuła ta była umocowana na szczycie rakiety nośnej lekko zmodyfikowanej w stosunku do tej, która wyniosła na orbitę Sputnika. Ale pamiętacie pewnie, że radzieckich prób wynoszenia w kosmos satelitów było trochę. Dodatkowo nie wszystkie były skuteczne. Jak więc zapewniono, że ten lot będzie bezpieczny?

Wcale. Siergiej Korolow, Główny Konstruktor, szacował szansę na udaną misję na jakieś 50%. Przyznacie, że było to duże ryzyko! Oczywiście w razie porażki musiał się liczyć z osobistymi konsekwencjami, wyciąganymi przez niezadowolone władze… Ale nie dowiedziałby się o tym nikt inny. Natomiast tym razem Rosjanie mieli szczęście, na monecie wypadł orzeł. Rakieta się spisała, Gagarin dotarł na orbitę. I tak też przeszedł do historii, jako pierwszy człowiek w kosmosie. Nie dość, że poleciał, że w kosmos, to od razu na orbitę – i wrócił w jednym kawałku. Warto jednak znać kilka szczegółów jego lotu.

Rekordowy lot?

Przede wszystkim, choć Gagarin został świetnie wyszkolony – jego rola w samym locie ograniczyła się do bycia biernym obserwatorem. Sowieci nie ufali człowiekowi, całość sterowania statkiem powierzyli komputerowi. W razie problemów Gagarin mógł przejąć ręczną kontrolę nad statkiem, ale takiej konieczności nie było. Jeszcze ciekawsza jest jednak sprawa lądowania.

Przede wszystkim w planie lotu Rosjanie przewidzieli jedną orbitę. Jednak parametry tejże zostały dobrane w taki sposób, żeby Wostok w razie awarii silnika wrócił na Ziemię po maksymalnie trzynastu dniach. Tak długo mógł bowiem działać system podtrzymywania życia3W komfort tegoż życia w razie bycia zamkniętym przez trzynaście dni w dwumetrowej kuli może nie wnikajmy…. Jednak faktyczna orbita, którą osiągnął statek kosmiczny, była nieco inna, a statek utrzymałby się na niej przez około 20 dni. Silnik jednak zadziałał, powrót zaczął się planowo. Nie przebiegał jednak całkowicie zgodnie z planem.

Jurij Gagarin w Szwecji, 1964 / SAS Scandinavian Airlines

Co poszło nie tak?

Moduł serwisowy nie odłączył się do końca od kapsuły i trzymał się na kilku przewodach. To wprowadziło cały pojazd w ruch wirowy. Dopiero na skutek wirowania i intensywnego ogrzewania pojazdy przez sprężane przed nim powietrze moduł serwisowy odłączył się do końca. Zaś na wysokości 7 kilometrów nad Ziemią Gagarin… został wystrzelony ze swojej kapsuły i wylądował na spadochronie. Władze radzieckie utrzymywały w ścisłej tajemnicy. Międzynarodowa Federacja Lotnicza uznawała lot za rekordowy tylko, jeśli pilot wylądował razem ze swoim pojazdem. W związku z tym radzieccy kosmonauci musieli utrzymywać taką wersję wydarzeń.

A Gagarin miał później wiele okazji do opowiedzenia o swoim locie. W kosmos już więcej nie poleciał. Zamiast tego podróżował – odwiedził ponad 30 krajów, choć do Stanów go nie wpuszczono. Był deputowanym do radzieckiego parlamentu, aż w końcu wrócił do swojego ukochanego latania. Ironią losu jest, że człowiek, który wyszedł cało z bardzo niebezpiecznego lotu kosmicznego, zginął w katastrofie myśliwca podczas rutynowego lotu ćwiczebnego w marcu 1968.

A tymczasem Amerykanie mieli do przełknięcia kolejną gorzką pigułkę. Znów zostali wyprzedzeni i upokorzeni, częściowo z powodu ostrożności von Brauna. Ale wyścig kosmiczny już niedługo miał przyspieszyć…

Źródła:

https://www.history.com/this-day-in-history/first-astronauts-introduced

https://www.nasa.gov/feature/60-years-ago-soviets-select-their-first-cosmonauts

https://nssdc.gsfc.nasa.gov/nmc/spacecraft/display.action?id=MERCR2

https://www.esa.int/About_Us/ESA_history/50_years_of_humans_in_space/The_flight_of_Vostok_1


Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!



0 0 votes
Oceń artykuł
Powiadom mnie!
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

[…] Ostatni odcinek wyścigu kosmicznego zakończyliśmy, gdy na orbitę poleciał Jurij Gagarin. Amerykanów w kosmos wyprzedził dosłownie o włos. A i to udało mu się tylko dlatego, że Wernher von Braun nie chciał ryzykować ludzkim życiem i – prawdopodobnie – powodzeniem całego programu kosmicznego, zanim nie udowodni, że rakieta jego konstrukcji jest bezpieczna dla ludzi. Ale zauważcie, że napisałem, że wyprzedził ich w kosmos, a nie na orbitę… […]