Ostatni odcinek wyścigu kosmicznego zakończyliśmy, gdy na orbitę poleciał Jurij Gagarin. Amerykanów w kosmos wyprzedził dosłownie o włos. A i to udało mu się tylko dlatego, że Wernher von Braun nie chciał ryzykować ludzkim życiem i – prawdopodobnie – powodzeniem całego programu kosmicznego, zanim nie udowodni, że rakieta jego konstrukcji jest bezpieczna dla ludzi. Ale zauważcie, że napisałem, że o włos wyprzedził ich w kosmos, a nie na orbitę…
Kto pomyślał o toalecie
Gdy piątego maja 1961 – zaledwie 23 dni po locie Gagarina – w kosmos ruszyła rakieta z Alanem Shepardem na pokładzie, nie był to lot na orbitę. Amerykańskie rakiety Mercury-Redstone były na to zbyt słabe. Zaplanowana misja miała wynieść Sheparda na wysokość 187 kilometrów, ale punkt lądowania oddalony był tylko o niecałe 500 kilometrów od miejsca startu. Zanim jednak do startu doszło, misja była kilkakrotnie przesuwana ze względu na złe warunki pogodowe. Nawet w dniu startu okazało się, że astronauta musi w kabinie spędzić dużo więcej czasu, niż planowano. Opóźnienie wynosiło kilka godzin ze względu na gęste chmury… I tu pojawił się problem, ponieważ nikt nie przewidział konieczności instalacji żadnej “kosmicznej toalety” w pojeździe projektowanym z myślą o piętnastominutowej misji. A wyjść z kabiny nie było łatwo…
Koniec końców, Shepard zmusił medyków do odłączenia napięcia na sensorach w jego kombinezonie. Pozwoliło mu to załatwić potrzeby bez ryzyka wywołania zwarcia. I zapewne też dało solidnie do myślenia projektantom tego typu systemów. Jednak temat łatwego wyjścia z kabiny powtarzał się jeszcze nie raz. Ale tymczasem – wróćmy do naszego bohatera, który o godzinie 9:34, czyli z ponad dwugodzinnym opóźnieniem, ruszył w kosmos.
Pilot
Choć lot był suborbitalny, to Alan Shepard, w przeciwieństwie do Jurija Gagarina, nie był tylko pasażerem w swojej kapsule. Wprawdzie jego pojazd – nazwany przez niego samego Freedom 7 – wyposażony był w autopilota, ale umożliwiał też przejęcie ręcznego sterowania człowiekowi. Warto zauważyć, że ze względów bezpieczeństwa system automatyczny miał własne silniki, z odrębnym zapasem paliwa. Nawet gdyby pilot popełnił szereg ciężkich błędów i zużył całe paliwo, pojazd nadal dałoby się kontrolować. Jako że lot był suborbitalny, to i tak, niezależnie od starań pilota i autopilota, kapsuła musiała powrócić na Ziemię… Ale jednak bezpieczniej jest to robić, będąc zwróconym osłoną termiczną w kierunku lotu, prawda?
Lot, zgodnie z planem, zakończył się lądowaniem na morzu. Stamtąd helikopter podjął pilota i kapsułę, dostarczając ich na pokład oczekującego niedaleko lotniskowca. W przeciwieństwie do Gagarina Shepard opuścił swój pojazd dopiero po wylądowaniu, a nawet nieco później – gdy helikopter nieco go uniósł. Ogółem misja zakończyła się pełnym sukcesem. Natomiast kapsuła Sheparda była w tak dobrym stanie po lądowania, że mogłaby zostać wykorzystana do kolejnego lotu. Zamiast tego została jednak przekazana do muzeum. A kosmiczny wyścig przyspieszył.
Niebezpiecznych lotów ciąg dalszy
Kilka miesięcy później bardzo podobny lot odbył inny amerykański astronauta, Gus Grissom. I o ile w czasie samej misji wszystko szło dobrze, o tyle po wylądowaniu zaczęły się poważne problemy. Z jakiegoś powodu – prawdopodobnie była to usterka – klapa wejściowa została awaryjnie odstrzelona, zanim jeszcze kapsuła została podwieszona pod helikopter. Astronauta szybko opuścił swój pojazd, a ten niedługo poszedł na dno. Co gorsza, niewiele brakowało, a sam Grissom również by się utopił, ponieważ jego kombinezon nabierał wody. Szczęśliwie udało się go uratować, ale później jeszcze przez dłuższy czas był “na cenzurowanym”. Niektórzy podejrzewali, że sam przez przypadek doprowadził do odstrzelenia klapy i utracenia kapsuły. Dopiero rok później inny astronauta wykonał eksperyment wykorzystując system odstrzeliwania klapy po “zaparkowaniu” kapsuły na pokładzie lotniskowca. Udało mu się udowodnić, że bez obrażeń dłoni by się nie obeszło. Grissomowi zaś nic się nie stało, co jasno wskazuje, że to nie on uruchomił system.
Po co broń w kosmosie?
A tymczasem Rosjanie latali w coraz dłuższe wyprawy orbitalne. Już druga misja programu Wostok, z Giermanem Titowem na pokładzie, trwała nieco ponad dobę. Dlaczego akurat tyle? Ponieważ Ziemia się kręci. I co z tego? No cóż, sprawia to, że na kolejnych orbitach przelatuje się nad innymi jej fragmentami. Sowieci chcieli w ramach przygotowania do przyszłych misji sprawdzić, jak człowiek daje sobie radę podczas dłuższego pobytu w kosmosie. Ale lot dłuższy niż kilka orbit lądowałby albo na Pacyfiku, albo na Syberii. To drugie byłoby niewygodne ze względu na trudność dotarcia na miejsce ekipy ratunkowej. Z resztą – to, że radzieccy kosmonauci byli wyposażeni w broń, nie wynikało z chęci walki z imperialistami czy obcymi w przestrzeni kosmicznej. Fakty były bardziej przyziemne – musieli mieć coś do obrony przed dzikimi zwierzętami w razie nieplanowanego lądowania w dziczy. Z kolei do lądowania w wodzie radzieckie misje po prostu nie były przygotowane. Zwłaszcza, że, jak może pamiętacie z poprzedniego artykułu, kosmonauta opuszczał pojazd w locie i lądował na własnym spadochronie. Dopiero spędzenie w kosmosie około 24 godzin “przywracało” miejsce lądowania w domyślne regiony rozległych stepów na południu ZSRR.
Kolejne misje programu Wostok, trzecia i czwarta, znów były rekordowe. Nie tylko ze względu na czas trwania, ale również ze względu na to, że obydwa pojazdy spotkały się na orbicie. Nie doszło do ich zacumowania, ale i tak było to kolejne przełomowe osiągnięcie i kolejny “punkt” zdobyty przez Rosjan. Co prawda, Amerykanie do tego czasu zdołali już zmienić rakietę nośną wykorzystywaną w projekcie Merkury z Redstone na dużo potężniejszego Atlasa. Dzięki dało im się osiągnąć orbitę, jednak to ewidentnie blok wschodni prowadził w wyścigu. I tak miało pozostać jeszcze przez jakiś czas.
Przygotowania do kosmicznego spaceru
Kolejnym sukcesem radzieckiego programu kosmicznego był pierwszy lot kobiety i cywila zarazem: Walentyny Tierieszkowej. Był to zarazem ostatni lot w programie Wostok – kolejne loty odbywały się pod nazwą Woschod. Woschod 1 był pierwszą misją, kiedy w jednym pojeździe w kosmos poleciało trzech załogantów. Spędzili na orbicie dobę i wrócili na Ziemię. Jedyne, co zasługuje tutaj na większą wzmiankę to modyfikacja pojazdu, która pozwoliła całej załodze wylądować w kapsule. Modyfikacja polegała na dodaniu niewielkiej rakiety napędzanej paliwem stałym do hamowania pojazdu już w atmosferze, co z kolei pozwoliło spadochronowi na zapewnienie kapsule w miarę miękkiego lądowania. To z kolei było możliwe dzięki wprowadzeniu modyfikacji do rakiety nośnej – wciąż bazującej na opisywanej już tutaj przeze mnie rakiecie R7 Siemiorka. Inna sprawa, że na tym etapie świeża była pamięć o usterkach rakiet1A jakby ktoś zapomniał, to mógł ją sobie odświeżyć zerkając na rozsiane po okolicy szczątki pozostałe po nieudanych startach, a Wostok nie miał żadnego systemu pozwalającego na bezpieczne przerwanie misji w ciągu pierwszych kilku minut po starcie… Ale szczęśliwie tym razem technika nie zawiodła.
Misja Woschod
Tym, co przyniosło prawdziwy przełom, była druga i ostatnia misja Woschod. Podczas niej odbył się pierwszy w historii spacer kosmiczny, czyli wyjście kosmonauty poza kapsułę. Żeby go umożliwić, twórcy pojazdu ponownie go zmodyfikowali. Przede wszystkim usunięto jedno z miejsc dla załogi – w czasie misji Woschod 1 załoganci lecieli bez skafandrów, ale do wyjścia poza statek kosmiczny skafandry są jednak przydatne… Dodatkowo do kapsuły zamontowano śluzę powietrzną. Ta nie jest niezbędna w sensie ścisłym – można zastosować rozwiązanie wykorzystane później przez Amerykanów w lądowniku księżycowym. Jak ono przebiega? Obaj pasażerowie zakładają skafandry, a powietrze jest wypuszczane z całego pojazdu. To oszczędza trochę miejsca i masy pojazdu, a jak pamiętacie z naszych wcześniejszych artykułów, w przypadku lotów w kosmos każdy kilogram jest cenny. Trzeba jednak pamiętać, że elektronika w czasie pracy się grzeje i wymaga chłodzenia. W szczególności ta – wykorzystywana wtedy w radzieckich konstrukcjach – oparta na lampach elektronowych. W kapsułach Wostok i Woschod działało chłodzenie powietrzne. Gdyby jednak wypompować powietrze z pojazdu, chłodzenie przestałoby działać i elektronika szybko by się przegrzała – więcej na temat problemu odprowadzania ciepła w kosmosie mogliście u nas przeczytać wcześniej.
Po standardowym, bezproblemowym starcie kosmonauci przygotowali śluzę, do której następnie wszedł Aleksiej Leonow, wyposażony w specjalny zestaw podtrzymywania życia, z zapasami wystarczającymi na 45 minut pobytu poza statkiem kosmicznym… I już po chwili został pierwszym człowiekiem, który odbył spacer kosmiczny, tak zwane EVA2Extra-vehicular activity. Okazało się,że sam spacer nie nastręczał szczególnych trudności. Leonow był w stanie wykonać większość postawionych przed nim zadań, tym samym wykazując, że można planować misje, w których niezbędna będzie praca ludzi poza statkiem kosmicznym. Problemy się zaczęły, gdy kosmonauta próbował wrócić do środka.
Oszukać przeznaczenie – wersja sowiecka
Okazało się, że jego kombinezon nadął się jak balon, usztywniając wiele zgięć i uniemożliwiając mu otwarcie śluzy. Leonow znalazł się więc w naprawdę trudnej sytuacji! Musiał spuścić z kombinezonu część powietrza, żeby obniżyć panujące w nim ciśnienie i tym samym umożliwić sobie wykonywanie precyzyjnych ruchów. Jednocześnie szybkie obniżenie ciśnienia może wywołać znaną choćby nurkom chorobę dekompresyjną. Na dodatek okazało się, że jego osobisty system chłodzenia – oparty na wypuszczaniu z kombinezonu zużytego powietrza – nie jest wystarczająco efektywny. Temperatura jego ciała zaczęła szybko rosnąć, a on zaczął się intensywnie pocić… Więc próbując ratować swoje życie, stał po kolana we własnym pocie. W końcu, gdy obniżył ciśnienie w kombinezonie poniżej wartości dozwolonych zasadami bezpieczeństwa, udało mu się wcisnąć do śluzy i zamknąć jej zewnętrzne wejście.
Później jednak pojawiły się kolejne problemy. Załoganci mieli problem z zamknięciem wewnętrznej klapy, co było niezbędne do odstrzelenia śluzy. Powód? Odkształcenia termiczne, wywołane długą szamotaniną Leonowa. Później również powrót na Ziemię nie poszedł dokładnie zgodnie z planem, system automatycznego lądowania nie zadziałał, zmuszając kosmonautów do wykorzystania ręcznego systemu zapasowego. Na dokładkę ze względu na niewielką ilość miejsca w kabinie kosmonauci, wciąż będąc w swoich skafandrach, nie dawali rady wcisnąć się na swoje fotele, więc środek ciężkości kabiny znajdował się poza dopuszczalnymi minimami… Dość powiedzieć, że koniec końców wylądowali – cało i zdrowo – przeszło trzysta kilometrów dalej, niż planowano. W tajdze. W sezonie godowym wkurzonych wilków i niedźwiedzi…
Jak przetrwać w tajdze?
Na to byli na szczęście przygotowani – pamiętacie, co pisałem na temat broni na pokładzie? Gorzej było z przygotowaniem na warunki atmosferyczne. Wciąż panowała zima, temperatury dochodziły do minus trzydziestu stopni, a w ich pojeździe zepsuł się grzejnik. A służby znały miejsce ich lądowania… z dokładnością do jakichś 50 kilometrów. I choć kosmonauci zostali znalezieni dość szybko, to z powodu warunków lądowanie helikoptera w pobliżu nie było możliwe. Pierwszą noc musieli spędzić sami w swojej zimnej kapsule. Dopiero następnego dnia dotarli do nich narciarze, którzy przygotowali szałas i wielkie ognisko, a jeszcze kolejnego dnia zabrali ich do, czekającego w odległości kilku kilometrów, helikoptera.
Koniec końców Leonow, który na zawsze zapisał się w historii podboju kosmosu, był pierwszą osobą, która w czasie jednego lotu miała szansę się udusić, utopić, ugotować, zapaść na chorobę dekompresyjną, zamarznąć i zostać pożartym przez wilki. A my na tym kończymy dzisiejszy odcinek, zatrzymując się na początku roku 1965. Rosjanie wciąż prowadzą w wyścigu i przygotowują kolejną generację kapsuł dla większej załogi, oraz potężniejsze rakiety nośne. Ale Amerykanie zaczęli już wysyłać w kosmos misje programu Gemini i mają zamiar nadrobić swoje zaległości…
Źródła:
https://www.nasa.gov/mission_pages/mercury/missions/freedom7.html
https://www.newscientist.com/definition/first-space-walk/
https://time.com/5802128/alexei-leonov-spacewalk-obstacles/
Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!
[…] kosmiczny wyścig, zatrzymałem się ostatnio na Aleksieju Leonowie, czyli pierwszym człowieku, który odbył spacer kosmiczny. Teraz czas znowu […]
[…] Wyścig kosmiczny cz. 6 – pierwszy spacer w kosmosie i jak oszukać przeznaczenie […]