Jak daleko jesteś się w stanie posunąć? Eksperyment Milgrama i efekt autorytetu

Czas czytania w minutach: 5

Słuchaj starszych, dziecko

Dzięki temu, że jako społeczeństwo mamy szeroko akceptowany system autorytetów, możemy jako jednostki czerpać z tego duże zyski. Lekarza posłuchamy (a przynajmniej większość z nas) w dziedzinie naszego zdrowia, uwierzymy naukowcowi w kwestii badań nad lekiem, który mamy zażyć itp. Oczywiście od dziecka wpaja się nam mniej lub bardziej (mam wrażenie, że zwykle niestety mniej) krytyczną postawę posłuszeństwa wobec autorytetu. W przypadku dzieci ma temu pomóc wyuczony posłuch: w domu wobec rodziców, a w szkole – wobec nauczycieli. U dorosłych doskonale za to efekt autorytetu wpajają regulaminy, systemy prawne oraz nierzadko przykazania religijne.

Eksperyment Milgrama

Co się jednak stanie, gdy ślepo zaufamy autorytetowi? Odpowiedź przynosi szeroko omawiany i niewątpliwie przerażający eksperyment z lat 60 autorstwa amerykańskiego profesora psychologii Stanleya Milgrama, o którym być może słyszeliście. Ochotnicy zgłaszali się do eksperymentu ogłoszonego przez Uniwersytet w Yale, mający rzekomo zbadać wpływ kar na pamięć. Eksperymentator w białym kitlu przydzielał im rolę “nauczyciela”, sadzając jednocześnie przed nimi drugą osobę – “ucznia”. “Nauczyciel” został poinstruowany przez badacza, więc doskonale wiedział, co ma robić. Odczytywał pary wyrazów, a następnie sprawdzał, ile jego “uczeń” zapamiętał. Był tylko jeden szkopuł – za każdą błędną odpowiedź “nauczyciel” raził prądem “ucznia”. Najpierw jednak ochotnik-nauczyciel sam na własnej skórze przekonywał się, jakie to uczucie otrzymać wstrząs o sile 45 V. 

Schemat rozmieszczenia uczetników w eksperymencie Milgrama
Schemat rozmieszczenia uczestników w eksperymencie Milgrama. V – eksperymentator. L – nauczyciel mający władzę nad przyciskami do rażenia prądem, S – uczeń. / Wikipedia

Dodatkowo za każdą kolejną błędną odpowiedź “nauczyciel” musiał ukarać “ucznia” wstrząsem silniejszym o 15 V od poprzedniego. Brzmi przerażająco? Dopiero się rozkręcamy! Wraz ze wzrostem napięcia “uczniowie” zaczynali krzyczeć z bólu. Niektórzy błagali o zaprzestanie, tłumacząc, że chorują na serce. Domyślacie się, że na początku “nauczyciel” miał wiele wątpliwości i zwracał się do eksperymentatora w białym kitlu z pytaniem, czy nie wstrzymać tego działania. Za każdym razem badacz stanowczo odpowiadał w stylu “Nie masz wyboru. Eksperyment wymaga, aby go kontynuować” lub “Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne”. Co więc zrobili ludzie obsadzeni w roli zadającego ból? Pomimo wzbudzającego litość widoku i krzyku… nie przestawali razić “uczniów” prądem.  Co więcej, żaden z “nauczycieli” nie zdecydował się przerwać na własną rękę tego koszmarnego zdarzenia nawet wtedy, gdy ofiara mówiła zdecydowane i zdesperowane STOP. Uczestnicy byli także świadomi, że nie muszą brać udziału w dalszym badaniu, jeśli tego nie chcą.

Przerażające wnioski

Zatrzymajmy się na chwilę, bo należy Wam się chwila wyjaśnienia. Otóż w rzeczywistości… nie było żadnych wstrząsów elektrycznych. “Nauczyciel” po prostu myślał, że zadaje realne wstrząsy. Było to tak sugestywne z powodu wynajętych aktorów, którzy wcieli się w rolę “uczniów”, bardzo realistycznie krzycząc z bólu. Wywiady przeprowadzone po eksperymencie pokazały, że żaden z badanych nie zorientował się, że to była tylko gra aktorska! Badanie Milgrama miało więc na celu odkrycie odpowiedzi na pytanie o to, jak daleko może posunąć się człowiek, gdy na rozkaz ma zadać ból niewinnej osobie.

Wyniki były zaskakujące nawet dla samego badacza, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie spodziewali się również tego psychiatrzy, z którymi Milgram konsultował się przed rozpoczęciem badania. Stwierdzili oni, że ludzi, którzy będą w stanie skrzywdzić drugą osobę wstrząsem o maksymalnym napięciu (450 V), będzie 1 na 1000. Tymczasem podczas eksperymentu aż ponad połowa uczestników zdecydowała się potraktować nieszczęsnych aktorów najmocniejszym wstrząsem! Można było zaobserwować, jak badani stresują się, aplikując dawki prądu, obgryzając paznokcie, pocąc się i śmiejąc się nerwowo. Jednak nawet histeryczne krzyki z bólu nie przekonały żadnego z “nauczycieli”, by przerwać eksperyment… 

Dlaczego tak się stało? Czyżby Milgram przez przypadek zaprosił do eksperymentu grupę najgorszych sadystów i psychopatów? Otóż nie, byli to zwykli ludzie o przeciętnych cechach charakteru. Czy może przez to, że wszyscy ochotnicy byli mężczyznami i to w dodatku skłonnymi do agresji? Też nie. Co więcej, powtórzone później badanie na kobietach dało podobny wynik. Poprzez analizę Milgram udokumentował między innymi efekt autorytetu w praktyce. Okazało się bowiem, jaki wielki wpływ może mieć na człowieka nacisk autorytetu. W tym przypadku był to jedynie i aż – eksperymentator w kitlu. I to wystarczyło, by ochotnicy, którzy wiedzieli, że mogą w dowolnej chwili przerwać eksperyment, zaaplikowali niewinnym, błagającym o litość osobom, najwyższą możliwą dawkę “prądu”. 

Profesor Milgram, planując serię eksperymentów, początkowo próbował dociec, jak to się stało, że obywatele Niemiec uczestniczyli w nazistowskich zbrodniach przeciwko ludzkości. W tym celu planował kolejne badania przeprowadzić w Europie. Jednak pierwsza próba eksperymentu pokazała, że może sobie darować wyjazd. Znalazłem tu tyle posłuszeństwa, że nie było już powodu jechać do Niemiec – wyznał.

Ślepe posłuszeństwo

Dlaczego efekt autorytetu może w taki prosty sposób wymusić na ludziach ślepe posłuszeństwo? Dlaczego ludzie zrobią wszystko, by tylko spełnić polecenie autorytetu? Albo, dlaczego często reagujemy bardziej na to, kto mówi, niż na to, co dokładnie nam mówi? Badania pokazały, że jako ludzie mamy tendencję do bezkrytycznej postawy wobec opinii i działań osób uznawanych za autorytet. Taka bezrefleksyjna uległość może być społecznie zyskowna (chociażby przy wspomnianej wizycie u lekarza, lub gdy słuchamy się rodziców chcących dla nas dobrze).1Co innego, gdy system państwowy nierzadko wmawia nam, że “tak będzie lepiej dla was”, huehue.

To tylko przykładowa lekarka. A raczej kobieta, która jest ubrana w biały kitel, ma stetoskop oraz wzbudzające powagę okulary. Zaufałbyś jej?

Ale oprócz tego zwalnia nas z myślenia i odpowiedzialności za nasze decyzje. Całkiem wygodnie, prawda? Jeśli autorytet jest wiarygodny i prawomocny, uleganie mu z punktu widzenia społecznego będzie miało oczywiście sens. Taki autorytet często posługuje się wiedzą, której my sami nie posiadamy. Jednak cały problem w tym, że to od nas zależy, czy ulegniemy temu wpływowi również wtedy, kiedy autorytet (patrz: politycy) się myli.

11/10 lekarzy potwierdza efekt autorytetu!

Gdzie w codziennym życiu możemy natknąć się na taki błąd? Reklamy telewizyjne i internetowe past do zębów, reklamy leków i suplementów, aktorzy w kitlach i ze stetoskopem na szyi… Rozumiecie już, co mam na myśli? Niestety wszyscy mamy skłonność do postrzegania danych osób jako autorytetów na podstawie jedynie pozorów! Naszemu mózgowi w zupełności wystarczą często symboliczne przykrywki. Nic dziwnego, że ten błąd poznawczy jest wykorzystywany między innymi w marketingu, ale także w biznesie i polityce.

Przykładem może być amerykańska reklama kawy bezkofeinowej, w której produkt reklamował aktor (Robert Young), grający lekarza w popularnym serialu. Twórcy wiedzieli, że widzom wystarczy pierwsze skojarzenie, a nie fakty.2Czekamy na reklamę różańców z Arturem Żmijewskim! 🙂 W podobny sposób działają oznaczenia instytutów zdrowotnych na opakowaniach produktów, marketing prowadzony przez influencerów oraz na przykład… nazwiska znanych autorów na okładkach książek mniej znanych autorów. Kto by nie kupił mało znanej pozycji fantasy, jeśli reklamuje ją sam George R.R. Martin?

Jak obronić się przed tym błędem poznawczym, który ma tak duży wpływ społeczny? Przede wszystkim – warto zdroworozsądkowo kwestionować i zadawać pytania, nie dopuszczając wpierw do bezrefleksyjnego działania. Przyda się również świadomość podejmowania decyzji, mimo, że może wymagać to pewnego treningu i braku działania automatycznego, pod wpływem impulsu. Wytrenowanie krytycznego spojrzenia i zdrowego sceptycyzmu to na pewno coś, co stanie na drodze fałszywym autorytetom. Kolejnym razem, zanim ktoś skłoni nas do podjęcia działania, którego tak naprawdę nie chcemy, zastanówmy się nad tym, o co ktoś nas faktycznie prosi, a nie tylko nad tym, kim ta osoba jest – w ten sposób łatwiej będzie zwalczyć efekt autorytetu.

Źródła:

R. B. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk 2001.
S. Milgram, Behavioral study of obedience. „Journal of Abnormal and Social Psychology”, 1963.
S. Milgram, Obedience to Authority: An Experimental View, 2009.


Zainteresowało Cię to, co czytasz? Chcesz wiedzieć więcej? Śledź nas na Facebooku, i – pozwól, że wyjaśnię!



0 0 votes
Oceń artykuł
Powiadom mnie!
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments